Czy można aż tak kłamać? Hochsztapler kontra święty.


Mimo że nie żyje od 26 lat, salezjanin ojciec Carlos Crespi z ekwadorskiej Cuenki nadal pozostaje jednym z najpopularniejszych obywateli swej przybranej ojczyzny. Z urodzenia Włoch, przez 55 lat, jakie spędził w Ekwadorze, stał się Ekwadorczykiem z krwi i kości. I wielce zasłużonym. Całe swoje życie poświęcił pomocy biednym, zwłaszcza najuboższym dzieciom. Potrafiąc w sobie tylko znany sposób „wyczarowywać” pieniądze (czyli pozyskiwać hojnych sponsorów), budował szkoły, zapewniał darmowe podręczniki i prowadził akcje dożywiania w najbiedniejszych dzielnicach. Badał też najmniej dostępne rejony Ekwadoru, skąd przywoził niezliczone dzieła sztuki oraz unikatowe filmy o życiu dzikich Indian.

Jak można przypuszczać, właśnie to zadecydowało, iż postacią ojca Crespiego swego czasu bardzo zainteresował się Erich von Daeniken – słynny propagator idei odwiedzin kosmitów na Ziemi. Ta znajomość „patriarsze z Cuenki” nie wyszła jednak na zdrowie: dziś stanowi poważnie utrudnienie w procesie beatyfikacyjnym, który – w związku z jego niestrudzoną działalnością charytatywną – ma doprowadzić do uznania go za świętego.

1.
Crespiego znał także ojciec Edmund Szeliga. W 1939 roku spotkał się z nim w Turynie, a później – w latach 60. – w Limie. Polski salezjanin – jak wynika z jego zapisków – był zafascynowany żywotnością, wszechstronnością i niespożytą siłą w czynieniu dobra swego o 20 lat starszego współbrata: uznawał go za niedościgły wzór do naśladowania.
W Cuence – chyba najpiękniejszym ekwadorskim mieście – na placu przed kościołem Santa Maria Auxiliadora, który za życia stanowił główną „bazę” ojca Crespiego, stoi dziś pomnik brodatego duchownego, a pod nim, dzień w dzień, przechodnie kładą świeże kwiaty. Mimo wielu lat, jakie minęły od jego śmierci, pamięć o ojcu Crespim wciąż jest tu żywa. Wraz z upływem czasu zdaje się nawet rosnąć, co – zdaniem wielu – jest kolejnym dowodem jego świętości.
– Gdyby nie kontakty Ojca z Daenikenem i sprawa posiadania przez niego rzekomych złotych skarbów – mówi Christian Sanchez, reporter największego miejscowego dziennika „El Mercurio” – na pewno byłaby już znana data jego beatyfikacji. Ale w świetle tego, co o naszym duchownym napisał ten nieobliczalny Szwajcar, Watykan ma wątpliwości. Rzecz teraz w tym, żeby odpowiednich urzędników za Spiżową Bramą przekonać o tym, że w tym, co Daeniken przypisał ojcu Crespiemu, nie ma ziarna prawdy.
Jak to zrobić?

2.
Żeby zrozumieć, o co dokładnie chodzi, sięgnąć trzeba do książek Ericha von Daenikena. Przede wszystkim do tomu „Siejba i kosmos” oraz do takich pozycji jak „Kosmiczne ślady” i „Dowody”. W każdej z nich szwajcarski autor światowych bestsellerów ojca Crespiego uczynił jednym z głównych świadków mających przemawiać na rzecz głoszonej przez siebie tezy. Jakiej? Po pierwsze – iż życie na Ziemi powstało dzięki celowo wykonanemu przez kosmitów siewowi. Po drugie – że liczne i niezaprzeczalne dowody tego zdarzenia miały znajdować się w posiadaniu ojca Crespiego.
Daeniken twierdzi, iż penetrując rejony ekwadorskiego Oriente, padre Crespi w jaskiniach i podziemnych andyjskich tunelach natrafił na liczne złote przedmioty, których niezwykła forma miała wskazywać na istnienie w przeszłości kontaktów Ziemian z kosmitami. Obiekty te – głównie tzw. złota biblioteka – stanowić miały rdzeń kolekcji ojca Crespiego, która swego czasu eksponowana była w miejscowym Muzeum Złota, a następnie zakupiona została przez Muzeum Ekwadorskiego Banku Centralnego.
Zdaniem Daenikena na złotych rzeźbach, blachach i naczyniach, które miał mu w Cuence pokazać ojciec Crespi, znajdowały się całkiem nieznane hieroglify oraz liczne wyobrażenia obiektów latających. Przedmioty te – ponoć – pochodziły z jaskini Cueva de los Tayos, którą – zdaniem Szwajcara – duchowny wielokrotnie odwiedzał i w której, podobno, znajdowały się jeszcze większe skarby.

3.
– W tych książkach jedna bzdura pogania drugą – mówi dr Luis Alvarez Rodas – autor biografii ojca Crespiego oraz dyrektor ds. komunikacji Politechniki Salezjańskiej w Cuence, gdy trafiam do jego gabinetu.
– Można aż tak kłamać? – pytam zdumiony.
– Daeniken napisał to, co mu odpowiadało, co pasowało mu do z góry założonej tezy – mówi pełen oburzenia Luis Rodas. – Z prawdą, z faktami, nie ma to nic wspólnego.
– Złota nie było?
– Żadnego.
– To skąd wzięły się zdjęcia w książkach von Daenikena?
– To falsyfikaty. W najlepszym razie – blacha pomalowana na żółto.
– Szczerze mówiąc, tak przypuszczałem – mówię. – Dlatego tu jestem. Co mnie zadziwia, to skala i śmiałość – a raczej bezczelność – tej mistyfikacji...
– Ojciec Crespi był osobą wyjątkową – mówi biograf duchownego. – Pomagał ubogim, zwłaszcza dzieciom. Na tym polegała jego niepowtarzalność. Nie na tym, że w górach znalazł jakieś nieznane, złote skarby.
– To dlaczego Daeniken upatrzył sobie właśnie jego?
– Bo Padre rzeczywiście był kolekcjonerem i przez dziesiątki lat, na potrzeby założonego przez siebie muzeum, gromadził przedmioty związane z przeszłością kontynentu. Poza tym – miał wyraźne zainteresowania naukowe. Głosił także pogląd, iż tereny andyjskie, a zwłaszcza Ekwador, zasiedlone zostały przez przybyszów ze wschodu, którzy mieli przypłynąć tu Amazonką. Te trzy przesłanki czyniły go – jak sądzę – dla Daenikena dość atrakcyjnym...
– Gdzie znajduje się teraz kolekcja ojca Crespiego?
– Wykupił ją Bank Centralny za 10 tysięcy dolarów po tym, jak spaliła się jedna z salezjańskich szkół i pilnie potrzebowaliśmy pieniędzy, żeby ją odbudować.
– Jej wartość nie była większa?
– Na tyle została wyceniona, a my byliśmy w dużej potrzebie. Poza tym, było to już dość dawno temu: na początku lat 80., krótko przed śmiercią ojca Crespiego.
– Pan zna oczywiście książki Daenikena?
– Oczywiście. Przeczytałem je z oburzeniem.
– Salezjanie po ich ukazaniu się nie protestowali?
– Szczerze mówiąc – niezbyt gwałtownie; Daeniken to pewnie przewidział – po raz kolejny okazał się dobrym psychologiem. Duchowni żyją innymi sprawami i o tym, co zostało napisane i przypisane Ojcu, myślą z pewnym pobłażaniem. W obliczu wieczności, z którą obcują na co dzień, nie ma to przecież większego znaczenia.
– Ale czy te publikacje nie zaszkodzą procesowi beatyfikacyjnemu ojca Crespiego?
– Na pewno mu nie pomogą... Watykan, jak wiadomo, na wszystkie sprawy związane ze złotem jest niezwykle wyczulony. Zwłaszcza jeśli dotyczą one Ameryki Południowej.
– Czy miał Pan okazję poznać ojca Crespiego osobiście?
– Nie, pracę na Politechnice Salezjańskiej zacząłem krótko po jego śmierci. Brałem jednak udział w zbieraniu materiałów związanych z procesem jego beatyfikacji i jestem kustoszem całej jego spuścizny pisanej.
– Kogo, spośród osób, które pamiętają ojca Crespiego, poleciłby Pan jako szczególnie wiarygodnego rozmówcę?
– Na pewno ojca Domingo Perego z kościoła Santa Maria Auxiliadora – tamtejszego spowiednika, następcę na tej funkcji ojca Crespiego.

4.
Ojciec Domingo Perego jest uprzedzony o moim przybyciu. Czeka przy furcie i szeroko się uśmiecha. Prowadzi mnie do obszernej rozmównicy należącej do klasztoru znajdującego się na tyłach kościoła. Zaprasza do stołu.
– Czy w czasie jego pobytu w Cuence, ojciec także poznał Ericha von Daenikena? – zaczynam z innej beczki.
– Tak – nie znam innej osoby, która równie skutecznie kłamałaby jak on.
– Czy to, co napisał na temat złotej kolekcji ojca Crespiego, było kłamstwem?
– Oczywiście.
– Ojciec Crespi nie posiadał takiej kolekcji?
– Nie, złotych obiektów nie miał. Złotem w ogóle się nie interesował.
– A w jakich okolicznościach poznał ojciec Daenikena?
– Byłem z nim w Yaupi i w Cueva de los Tayos. Byłem świadkiem, co stamtąd wydobył.
– Co to było?
– Był to ząb dinozaura. Zaznaczam – nie złoty! – Uśmiecha się jeszcze szerzej. – Nic więcej. W jego książce jest natomiast mowa o czymś całkiem innym.
– O złotych przedmiotach.
– A jakże!
– Złota tam nie znalazł?
– Nawet tyle, co brudu za paznokciem...
– Skąd zatem wzięły się złote przedmioty na zdjęciach w jego książkach?
– To podróbki. Całe nieszczęście polega na tym, że powiązał je z postacią ojca Crespiego. Wielcy i święci ludzie są, niestety, często bezbronni. Nie przypuszczają bowiem, że inni w życiu mogą kierować się odmiennymi pobudkami niż oni sami.
– Dlaczego ojcowie – choćby dla dobra ojca Crespiego – nie dementowali tych publikacji?
– Dementowaliśmy, a jakże. Ale – nazwijmy to tak – akustyka była bardzo słaba. Rzecz w tym, że ludzie lubią słuchać takich historii, jakie opowiada von Daeniken. Tak bardzo lubią, że trudno z nimi polemizować...
– Czy Daeniken jeszcze kiedyś wrócił do Cuenki?
– Nigdy. Po takim oszustwie wie, że nie ma tu czego szukać.
– Załóżmy jednak, że któregoś dnia tu się pojawi: O co ojciec go wtedy zapyta?
– Nie wiem, prawdę mówiąc, czy w ogóle chciałbym z nim rozmawiać...
– Ale gdyby ojciec jednak musiał...
– Zapytałbym go po prostu – dlaczego to zrobił. I myślę, że znam odpowiedź: po pierwsze - dla sławy; po drugie – dla pieniędzy.
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków