Trudne światło, czyli dezintegracja negatywna


Dla wydawnictwo Znak napisałem recenzję mini-powieści kolumbijskiego pisarza Tomasa Gonzalesa. Oto ona. Gonzales (rocznik m1950) to jedno z najznakomitszych piór współczesnej Kolumbii, natomiast „Trudne światło” to pierwsza powieść, która ukazuje się w Polsce.

Są zdarzenia, po których nic nie jest już takie samo, jak przedtem – o tym właśnie jest ta książka. Bo oto dzieje się coś, co całkowicie burzy mikrokosmos czyjegoś życia. Co prawda najpierw jest nadzieja, że rozdartą rzeczywistość uda się jakoś scalić, ale szybko okazuje się, że nic z tego. Stało się zbyt dużo, zdarzyło się coś nazbyt dotkliwego. Scalenia, choćby nie wiadomo jak się starać, już nie będzie. Będzie już tylko rozpad. Powolny, ale tym bardziej dotkliwy, bo tym dokładniej ukazujący jego (rozpadu) trzewia.

Jacobo, jeden z trzech synów w rodzinie kolumbijskiego malarza mieszkającego w Nowym Jorku, ulega wypadkowi. Jest on na tyle poważny, że chłopak zostaje kaleką. Bóle, jakie go odtąd nawiedzają, są tak dotkliwe, iż Jacobo decyduje się na eutanazję. Swych cierpień nie jest już bowiem dłużej znieść. Rodzina – będąca świadkiem jego beznadziejnej walki – to akceptuje.

Chory syn w towarzystwie swego brata Pabla via Chicago leci do ośrodka w Portland, w który na własne życzenie ma rozstać się z życiem (cierpieniem). Rodzice – malarz i jego żona Sara – czekają pod telefonem na wiadomość, iż letalny zastrzyk o z góry zaplanowanej godzinie został wykonany. Szanują decyzję syna, ale do ostatniej chwili mają nadzieję, że chłopak w ostatnim momencie wycofa się, że stchórzy. Ale tak się nie dzieje. Jacobo w portlandzkiej klinice rozstaje się z życiem.

Potem już nic nie wraca do normy w życiu rodziny kolumbijskiego malarza. Sara, matka Jacoba, umiera – najprawdopodobniej ze smutku, albo przez chorobę, która swe źródło ma w smutku. A on sam powoli ślepnie. Dla malarza równoznaczne jest to ze śmiercią – śmiercią za życia. Problem „trudnego światła” – załamywania się słonecznych promieni w wodzie w momencie, gdy śruba silnika motorówki zaczyna swoją pracę (sic!), z którym jako malarz od wielu lat się zmagał, pozostanie nierozwiązany. Być może dlatego, że najpierw musiał spojrzeć prosto w twarz innemu trudnemu światłu – gromowi z jasnego nieba, który na niego spadł w postaci najpierw wypadku Jacoba, a potem jego dobrowolnej śmierci.

Po co pisze się takie książki (jeśli w ogóle piesze się je „po coś)?

Najpierw przytoczę krótki cytat z „Trudnego życia”: „W życiu mieszają się sprawy wielkie i małe i z upływem czasu perspektywa się gubi. Co jest małe, co wielkie – nikt tego nie wie. Nikt nie wie, czy sprawy mają jakąś hierarchię, czy też układają się arbitralnie”.

Pisze się je po to, by przestrzec przed zdarzeniami, po których nic nie jest takie jak przedtem. Żeby je na czas rozpoznawać i nie dopuszczać do tego, aby rozwijały swoje skrzydła. Bo zanim do tego dojdzie, mamy jeszcze szansę, potem już nie. Ale aby tak się stało, trzeba oczywiście wiedzieć, co jest małe, co wielkie i że istnieje hierarchia, a nie arbitralny chaos. Które trudne światło jest ważniejsze.

Roman Warszewski

Tomas Gonzales, „Trudne światło”, tłum. Marta Szafrańska-Brandt, Wydawnictwo Znak, Kraków 2018
recenzje
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków