Dorota Abramowicz o książkach Romana Warszewskiego w serii Historyczne Bitwy


Opowieść w siedmiu aktach (nieco rozciągniętych w czasie)
Wszystko się łączy. Ma swoją przyczynę, na pozór nieoczywistą, której skutki widać  po kilkuset latach. Powtarzają się strategie, zmieniają się tylko główni aktorzy i miejsca wydarzeń.




Sześć książek Romana Warszewskiego, wydanych w Serii Historyczne Bitwy: "Cholula 1519", "Cuzco 1536-1537", "Vilcabamba 1572", "Kuba 1958-1959", "Kongo 1965", "Boliwia 1966-1967" oraz czekająca jeszcze na opublikowanie - choć powinna była ukazać się jako pierwsza - "Grenada 1492", to tak naprawdę jedna, pełna zwrotów akcji, konsekwentna opowieść. Znany pisarz, podróżnik i dziennikarz, umiejętnie łącząc styl powieści historycznej i reportażu z elementami literatury sensacyjnej, mówi nam o dziejach Ameryki Łacińskiej w wybranych epizodach najpierw z końca XV i XVI wieku, a potem z wieku XX. Celowo odstępuje od praw rządzących Serią Historyczne Bitwy poprzez powieściowe zawiązanie wątków. Podglądając i podsłuchując bohaterów, zabiera nas do sewilskiej tawerny, gabinetu Fidela Castro i boliwijskiej dżungli. A przede wszystkim szczegółowo analizuje strukturę zła, które zrodziło się z ludzkiej pychy, chciwości, żądzy władzy oraz pogardy wobec obcych. Warto pójść za nim tą drogą...

Przepis na zwycięstwo i patent na klęskę
Jakim cudem 530-osobowej grupie Hiszpanów udało się podbić potężne państwo Mexików, rządzone twardą ręką przez Montezumę? Dlaczego liczącej od 100 do 200 tysięcy żołnierzy armii Manco Inki nie udało się zdobyć bronionego przez zaledwie 190 konkwistadorów Cuzco i co sprawiło, że Tupac Amaru II , najmłodszy syn syn inkaskiego władcy Manco II nie uratował królestwa Vilcabamby? Gdzie trzeba szukać źródeł sukcesu Ernesto Che Guevary w bitwie o Santa Clarę i jego porażek w Kongo i w Boliwii? A przede wszystkim - co wiąże ze sobą te wszystkie wydarzenia?
Roman Warszewski tropi przyczyny zwycięstw i klęsk, zarzucając szeroko sieć. Zaczyna od wydarzeń z 1492 roku - czasów końca rekonkwisty, czyli momentu, gdy pokonanie przez wojska Izabeli Katolickiej i Ferdynanda Aragońskiego Grenady zakończyło wojnę z Arabami na Półwyspie Iberyjskim. I w tym samym roku, wraz z wyprawą Krzysztofa Kolumba, otworzyło czas konkwisty - pełnych okrucieństwa awanturniczych wypraw po złoto i władzę w Nowym Świecie. Świecie nazwanym później Ameryką Łacińską, w którym po upływie sześciu wieków inny awanturnik, nie stroniąc od okrucieństwa, próbował przeprowadzić własną, rewolucyjną konkwistę.
Przepis na zwycięstwo, podany w książkach Warszewskiego poświęconych konkwiście, zawiera kilka równie ważnych składników. Na początku - brawura oraz konsekwencja. Hernan Cortes - jeden z głównych bohaterów "Choluli 1519" w drodze po bogactwa królestwa Montezumy musiał nie tylko pokonać lub zjednać sobie Indian, ale także zdusić w zarodku bunt współtowarzyszy podróży, którzy zamierzali wracać na Kubę. Zagrał va banque, nakazując spalić statki, aby uniemożliwić konkwistadorom powrót z Nowego Świata. Kolejnym było umiejętne korzystanie z cudzych doświadczeń. Byłoby to niemożliwe bez wcześniejszego wynalezienia druku. Autor "Choluli 1519" tłumaczy, dlaczego pisane przekazy wpłynęły na sukces konkwistadorów, którzy z opowieści o zwycięstwach poprzedników stworzyli wzorzec dla swoich działań.
I tak Hernan Cortez wyciągnął z niedawno zakończonej rekonkwisty, o której finale Roman Warszewski opowiedział w "Grenadzie 1492". Ferdynand i Izabela stosując starą zasadę „dziel i rządź" umiejętnie wykorzystali niesnaski i konflikty między Maurami. W efekcie przejęli panowanie nad Półwyspem Iberyjskim. Tę samą metodę zastosował Cortes, gdy dowiedział się, że indiański lud Tlaxcalteków jest skłócony z Mexikami (dawniej przez historyków zwanymi Aztekami). A później tą samą drogą poszedł Francisco Pizarro i jego następcy ("Cuzco 1536-1537", "Vilcabamba 1572"), sprytnie robiąc użytek z ambicji i animozji inkaskich władców.
Gra na ambicjach i animozjach, ale także na uczuciach - Warszewski podkreśla ogromny wpływ na działania Che Guevary jego późniejszej zony, pięknej Aleidy March - pomogła w otwarciu drogi na Hawanę rewolucjonistom kubańskim ("Kuba 1958 -1959"). A później sprawiła, że kontrowersyjny bohater rewolucji i jej legenda - Ernesto Che Guevara został poświęcony przez dawnego współtowarzysza, Fidela Castro, na ołtarzu międzynarodowej polityki ("Kongo 1965" i "Boliwia 1966-1967").

Tanie jak życie
Książki Warszewskiego pokazują nieznane współczesnej kulturze europejskiej oblicze okrucieństwa, wyrosłego w tradycjach dzisiejszej Ameryki Łacińskiej. To swoiste dziedzictwo przelanej krwi, spływającej niegdy po schodach majańskich, mexikańskich i inkaskich świątyń. Królestwo Montezumy było krainą, w której zgodnie z długą tradycją podczas bitew starano się brać jak najwięcej jeńców tylko po to, by prowadzić ich na szczyt piramid i tam - m.in. wyrywając serca - poświęcać bogom. Inkowie, stosujący praktyki składania ofiar z ludzi zwane capacocha, przez kilka miesięcy przed śmiercią "hodowali" wręcz, dokarmiając i podając im liście koki, dzieci zabierane ubogim rodzicom na potrzeby rytuału.
Na okrucieństwo motywowane indiańskimi wierzeniami, nakładała się bezwzględność Hiszpanów. Tu jednak mniej było wiary w żądania krwiożerczych bóstw, a więcej wojennej strategii, która miała doprowadzić najeźdźców do zwycięstwa w imię chrześcijańskiego Boga. W książce "Cholula1519" Warszewski tłumaczy, dlaczego dopiero masakra w ostatnim mieście, stojącym na drodze do stolicy państwa Mexików\Azteków - Tenochtitlanu, jednoznacznie wskazała na zwycięzcę w tej dziwnej wojnie. Dziwnej, bo toczącej się między dwiema różnymi cywilizacjami, w której nie tylko walczyli ludzie, ale także bogowie. W Choluli wznosiła się największa piramida w całej Ameryce Środkowej, poświęcona Quetzalcoatlowi, przedstawianego pod postacią Upierzonego Węża.To właśnie Upierzony Wąż, karmiony krwią jeńców, miał chronić Indian przed zewnętrznymi wrogami. Nieprzypadkowo Cortes postanowił pokazać jego bezradność, zwabiając akurat w Choluli wrogów w śmiertelną pułapkę.
Nawet osobom znającym koszmarne relacje o okrucieństwach wojen z ubiegłego wieku, trudno czyta się dziś opisy masakry, do której doszło pewnego październikowego dnia 1519 roku. Według bezpośrednich świadków Hiszpanie, na ogrodzonym z trzech stron placu w Choluli, przy pomocy Tlaxcalteków i Totonaków zabili od 4 do 6 tysięcy ludzi. A potem, po splądrowaniu miasta i pokonaniu czuwającego nad nim Quetzalcoatla, umieścili w świątyniach krzyże i wizerunki Matki Boskiej.
O tym, że mimo upływu setek lat ludzkie życie w Ameryce Łacińskiej nie podrożało, mówią trzy kolejne książki serii ( "Kuba 1958-1959", "Kongo 1965", "Boliwia 1966-1967" ). Roman Warszewski zdecydował, by centralną postacią opisanych przez niego Wielkich Bitew został Ernesto Che Guevara. Legendarny bohater kubańskiej rewolucji, którego twarz nadal pojawia się na muralach i koszulkach, sprzedawanych w różnych częściach świata. Pisarz przypomina nam, że był to także człowiek odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi na Kubie, w Kongo i w Boliwii. W tle rzuca mroczny cień postać Fidela Castro, dowódcy gotowego poświęcić życie dawnych przyjaciół i niszczącego kochającą go kobietę w imię politycznych interesów.
Warto w tym miejscu pochylić się nad najciekawszą - moim zdaniem - pozycją z tej książkowej trójki. "Kongo 1965" nie jest jedynie opowieścią o nieudanej kubańskiej operacji wsparcia ruchu marksistowskiego "Simba" , działającego w afrykańskim kraju. To coś więcej książka sensacyjna i reportaż. Roman Warszewski przedstawia w nim wyniki swego dwudziestoletniego, dziennikarskiego śledztwa poświęconego zaangażowaniu Kuby nie tylko w eksport rewolucji, ale także największej epidemii XX wieku, która kosztowała życie ponad 30 milionów ofiar.

Tajemnica śmierci weteranów
W "Kongo 1965" Roman Warszewski świadomie wraca do swojej pierwszej, dziennikarskiej pasji. Rozmowy z weteranami rewolucji, towarzyszami i przyjaciółmi Ernesto Che Guevary przeprowadził jeszcze jako młody dziennikarz, w 1991 roku odwiedzając Hawanę. Zainteresowanie drażliwymi dla kubańskiej władzy tematami i coraz bardziej dociekliwe pytania Polaka sprawiły, że zajęła się nim tamtejsza bezpieka. Ostatecznie Kubańczycy zadecydowali o deportacji wścibskiego dziennikarza. Tak, nawiasem mówiąc, cała sprawa skończyła się dla Warszewskiego-reportera niespodziewanie szczęśliwie. Odesłany pomyłkowo samolotem do Kolumbii, wzbudził duże zainteresowanie mediów, które rozpisywały się o jego deportacji. I tak dowiedział się o nim sam noblista, Gabriel Garcia Marquez, który zaprosił Warszewskiego do swojego domu i udzielił mu wywiadu ("Gdzie mieszka pułkownik Buendia? Mówi Gabriel Garcia Marquez").
Wróćmy jednak z powrotem na Kubę i do wyników dziennikarsko-historycznego śledztwa.
Niezłomny buntownik i gwiazda rewolucji, Che Guevara, na początku lat sześćdziesiątych XX wieku zaczął coraz bardziej przeszkadzać Fidelowi, inwestującemu w rozwój przyjaźni kubańsko-radzieckiej.Che z pogardą wypowiadał się na temat Chruszczowa, naciskając na zerwanie z ZSRR i nawiązanie ściślejszych więzów z Chinami.
W końcu El Comandante postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Tak powstał pomysł eksportu rewolucji do Kongo. Tworząc kubańskie przyczółki w Arfyce, Castro chciał przenieść wojnę jak najdalej od swojego kraju. Wysyłając dawnego przyjaciela na ryzykowną wyprawę, liczył, że ten może już nie powrócić żywy.
Kongijska eskapada zakończyła się niepowodzeniem i niesławną ucieczką. Che wyszedł z niej cało. Chociaż tak naprawdę pobyt w Kongo mógł mieć wpływ na dramatyczne wydarzenia końcowego etapu życia rewolucjonisty...
Z relacji zebranych przez Warszewskiego na Kubie, głównie z rozmowy przeprowadzonej z doktorem Arevalo Guzmanem wynika, że w połowie lat 60. XX wieku partyzanci biorący udział w wyprawie do Kongo zaczęli masowo chorować. Umierali kolejno, jeden za drugim...Sytuacja musiała zaniepokoić władze, bo początkowo uroczyste pogrzeby zostały zastąpione przez ciche, niemalże anonimowe pochówki. Ostatecznie spośród 140 partyzantów walczących w Kongo, aż 50 zmarło w niedługim czasie po powrocie. U wszystkich występowały objawy braku odporności, przed śmiercią na twarzach chorych pojawiały się nacieki Kaposiego.
Były to objawy AIDS. Choroby, która w 1981 roku została wykryta u pięciu młodych homoseksualistów w Los Angeles, a juz kilka lat później wstrząsnęła najpierw Stanami Zjednoczonymi, a później całym światem.
Autor "Kongo 1965" dotarł do informacji, które potwierdzają teorię o kubańskim źródle epidemii. Naukowcy zgodnie twierdzą, że AIDS pochodzi z Afryki. Wirus HIV atakował najpierw małpy, potem nagle przeniósł się na człowieka. Jak do tego doszło? W książce czytamy, że w 1965 roku dochodziło do przypadków seksualnego wykorzystywania samic goryli (organizowano nawet małpie domy publiczne) przez kongijskich partyzantów. Niewykluczone, że zwierzęce lupanary odwiedzali także Kubańczycy, którzy ostatecznie przywlekli chorobę do swojej ojczyzny. Warszewski stawia tezę, że późniejsza zgoda Fidela Castro na masowy eksodus Kubańczyków na Florydę (w 1980 roku po wtargnięciu grupy Kubańczyków do ambasady Peru w Hawanie proszących o azyl wyspę opuściło 125 tys. osób) mógł być spowodowany makiawelicznym pomysłem na eksport epidemii..

Historia zatacza krąg
W kolejnej książce , "Boliwii 1966-1967" czytamy o ostatnim etapie życia Ernesto Che Guevary. Kolejna próba pozbycia się legendy rewolucji przyniosła wreszcie skutki. Czy Che mógł wyjść cało z tej eskapady? - Nie - odpowiada pisarz. I przytacza informację o chorobie, która toczyła dawnego przyjaciela Fidela. Jego osłabieniu, dręczącej go gorączce, postępujących objawach AIDS. Egzekucja w La Higuerze tylko nieznacznie przyspieszyła śmierć ikony latynoskiej rewolucji.
Ostatni epizod z serii Historycznych Bitew Romana Warszewskiego pokazuje, jak historia zatoczyła krąg. Mówi o zanikającej roli jednostki, która nawet wybijając się nad otoczenie, nie ma szans w konfrontacji z osaczającym ją establishmentem. Che Guevara, który wielokrotnie powoływał się na powstańczą tradycję Tupaca Amaru, ostatniego władcy Vilcabamby, przegrał podobnie jak Inka, który chciał postawić się Hiszpanom. Choć zdołał uciec z Vilcabamy przed wkroczeniem do miasta karnej ekspedycji, został po kilku dniach pochwycony, przewieziony do Cuzco i tam ścięty.
Che rozstrzelano, a po śmierci odcięto mu dłonie.
Tak kończy się ta niezwykła, rozciągnięta w czasie historia w siedmiu aktach.
Dorota Abramowicz

Roman Warszewski, „Vilcabamba 1572”, seria Historyczne Bitwy, Bellona, Warszawa 2011
Roman Warszewski, „Boliwia 1966-1967”, seria Historyczne Bitwy, Bellona, Warszawa 2012
Roman Warszewski, „Cuzco 1536-1537”, seria Historyczne Bitwy, Bellona, Warszawa 2013
Roman Warszewski, „Kongo 1965”, seria Historyczne Bitwy, Bellona, Warszawa 2014
Roman Warszewski, „Kuba 1958-1959”, seria Historyczne Bitwy, Warszawa 2016
Roman Warszewski, „Cholula 1519”, seria Historyczne Bitwy, Bellona, Warszawa 2018
Roman Warszewski, „Grenada 1492”, seria Historyczne Bitwy, Bellona, Warszawa (w druku)
Historyczne BitwyDziennik Bałtycki
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków