Grzegorz Rybiński (1940-2009) - in memoriam
Jakże trudno napisać te słowa: 7 września 2009 zmarł Grzegorz Rybiński – pierwszy redaktor naczelny miesięcznika "Żyj długo".
Grzegorz Rybiński był wybitnym dziennikarzem i redaktorem. Pracując w wybrzeżowej prasie, przeszedł wszystkie szczeble dziennikarskiej kariery – od praktykanta i redaktora depeszowego, poprzez sekretarza redakcji i publicystę, po redaktora naczelnego. Jego bogata osobowość przez lata kształtowała oblicze wybrzeżowej prasy; w sposób niezatarty wywarła też wpływ na charakter naszego czasopisma.
Będąc absolwentem historii na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu specjalizującym się w dziedzinie paleografii, mimo że kuszono go perspektywą pracy naukowej, Grzegorz Rybiński od początku swej kariery zawodowej związał się z dziennikarstwem. Nie miał wątpliwości, że właśnie tym szlakiem powinna wieść jego życiowa droga. Dziś jest oczywiste, iż był to wybór właściwy. Szczerze mówiąc, chyba jedyny możliwy.
Pracował we wszystkich wybrzeżowych tytułach: w „Głosie Wybrzeża”, „Dzienniku Bałtyckim”, „Wieczorze Wybrzeża”. Wszędzie pozostawił po sobie bardzo wyraźny ślad – i to zarówno na prasowych łamach, jak i w sercach ludzi, którym dane było z Nim współpracować. Najpełniej zrealizował się jednak – już po osiągnięciu zawodowej dojrzałości i pełni – tworząc miesięcznik „Vilcacora. Żyj długo”, którego kontynuatorem jest nasze czasopismo.
Miałem zaszczyt pracować z Nim przez długie lata. Dwukrotnie razem odwiedziliśmy Amerykę Południową, by spotkać się z ojcem Edmundem Szeligą. Wspólnie napisaliśmy dwie książki i zrealizowaliśmy dwa telewizyjne filmy dokumentalne. Można powiedzieć, że wspólnie zjedliśmy beczkę soli. Myślę, że poznałem Go jak rzadko kto. Wiele Mu zawdzięczam. Bardzo dużo się od Niego nauczyłem.
Grzegorz był osobą niezwykle prawą i przyjacielską. Jego naczelną zasadą było – pomagać bliźniemu. Nigdy nikomu nie odmówił wsparcia i pomocy. To dlatego tak dobrze odnalazł się w roli redaktora-założyciela czasopisma o zdrowiu – naszego miesięcznika, u którego podstaw legła zasada: pomagać innym i służyć radą.
Jego przychylność dla ludzi przekładała się na przychylność dla dziennikarskiej materii. Jak nikt, z każdego tekstu, który trafiał na Jego biurko, potrafił wyłowić to co najlepsze. Pod Jego redaktorską ręką nawet niezbyt udane reportaże nagle zyskiwały odkrywczość i świeżość. Zwykł mawiać, że w każdym rękopisie tkwi jakaś iskra. A Jego zadaniem jest, by wykrzesać z niej ogień.
Był człowiekiem wielu pasji. Od zawsze fascynowało Go żeglarstwo i wysokogórska wspinaczka. Tatry, które kochał, znał jak własną kieszeń. Brał udział w kilku oceanicznych wyprawach pod żaglami i w kilkunastu wyprawach w Himalaje. Na ich temat napisał wiele pasjonujących tekstów, które przyniosły Mu liczne dziennikarskie laury.
Interesował się też tenisem i boksem – i w obu tych dziedzinach był prawdziwym ekspertem. Jak rzadko kto, znał XX-wieczną historię Polski. Uwielbiał muzykę poważną i dobrą literaturę. Był koneserem malarstwa. Dziś już rzadko można spotkać tak bogate osobowości.
Żył bardzo aktywnie – bez najmniejszej taryfy ulgowej. Z życia czerpał pełnymi garściami i uwielbiał spalać się w ogniu niezliczonych polemik. Nie ukrywał, że woli żyć krócej, ale pełną piersią i intensywnie.
Cześć Jego pamięci!
Roman Warszewski