„Kongo 1965”: uboczne skutki rewolucji


Ernesto Che Guevara – to postać znana na całym świecie. A nawet możnaby rzec: ikona. Tyle że z każdą kolejną dekadą coraz bardziej abstrakcyjna i oderwana od realnego pierwowzoru. Choć dziś niemal każdy potrafi rozpoznać i nazwać charakterystycznego brodacza w berecie z gwiazdą, to wiedzę na temat jego życia posiada coraz mniej osób. Zazwyczaj są to podstawowe informacje: rewolucjonista, urodzony w Argentynie, walczący na Kubie, zmarły w Boliwii. Ale czy Che Guevara kiedykolwiek był w Afryce? Nie, to chyba niemożliwe…

Dlatego okładka nowej książki Romana Warszewskiego może budzić pewne zdziwienie. Bo na pierwszym planie zdobiącej ją ilustracji bez wątpienia widnieje uśmiechnięty Che. W zielonym mundurze, w charakterystycznym berecie i z nieodłącznym cygarem. Tyle że El comandante kroczy na czele oddziału ciemnoskórych partyzantów, zaś tytuł książki wskazuje jednoznacznie miejsce i czas: Kongo 1965.

Jakim cudem jeden z liderów kubańskiej rewolucji znalazła się na czarnym lądzie? I dlaczego jego misja pozostawała ściśle tajna przed, w trakcie i długo po zakończeniu? Wyjaśnienie jest niestety dość skomplikowane i zaczyna się wiele lat przed samą wyprawą.

W 1956 roku Fidel Castro, jego brat Raúl, Che Guevara, oraz niespełna setka partyzantów wylądowała na Kubie by walczyć z reżimem Fulgencio Batisty. Oddział niemal natychmiast po przybyciu na wyspę został zdziesiątkowany. Kilkunastu ocalałych rewolucjonistów schroniło się w niedostępnych górach Sierra Maestra. Wyglądało na to, że plany obalenia dyktatury spełzną na niczym. A jednak już dwa lata później dwaj bracia Castro i Ernesto Che Guevara triumfalnie wkraczali na czele rebeliantów do stolicy Kuby – Hawany. Rewolucja zwyciężyła.

I w tym właśnie momencie pomiędzy niedawnymi towarzyszami broni nastąpił rozłam. Coraz częstsza była różnica zdań i poglądów między Castro, a Che. Choć pozornie nadal stali w jednym szeregu, choć Ernesto był ministrem w rządzie Fidela, to nowy przywódca kubańczyków coraz trudniej znosił bliską obecność dawnego kompana. Zwłaszcza że Che zawsze głośno wyrażał swoje zdanie. Na przykład na temat tego, że Kuba nie powinna zacieśniać stosunków z ZSRR, a raczej szukać sojusznika w komunistycznych Chinach. W dodatku – opinie takie padały nie w zaciszu gabinetów, ale na publicznych forach – w czasie oficjalnych wystąpień i wizyt zagranicznych.

Plan Castro by skutecznie pozbyć się drażniącego problemu i wysłać Che gdzieś daleko, w miejsce, w którym jednocześnie będzie działać, ale też pozostanie w ukryciu, narodził się prawdopodobnie już w 1961 roku – tuż po nieudanej inwazji kubańskich opozycjonistów wysłanych na Kubę przez amerykańskie CIA. Wybór padł na Afrykę, która w tym okresie właśnie budziła się z letargu i starała zerwać kolonialne kajdany. W grudniu 1964 roku Guevara wyruszył w pierwszą afrykańską podróż, która wiodła m.in. przez Egipt, Algierię, Ghanę, Gwineę, Kongo i Tanzanię. Wszędzie gdzie się pojawiał, krytykował ZSRR za współudział z krajami zachodnimi w eksploatacji państw trzeciego świata. Takie opinie rzecz jasna nie w smak były zarówno radzieckim przywódcom, jak i starającemu się zaskarbić ich przychylność Castro.

Nic dziwnego, że po powrocie na Kubę Che został odsunięty od funkcji publicznych. Oficjalnie – na własne życzenie. Ale nieoficjalnie – taka była wola Castro. Przywódca kubańczyków dał Che Guevarze jasno do zrozumienia, że ma dla niego nową misję – taką, której ten nie może się nie podjąć. Mianowicie – ma stanąć na czele kontyngentu złożonego z setki afro-kubańczyków i wyruszyć do Konga, by wspierać i szkolić tamtejszych partyzantów, dążących do obalenia dyktatury Mobutu Sese Seko.

Tak właśnie rozpoczęła się rewolucyjna wyprawa Che Guevary do Konga. Wyprawa tak tajna, że nawet własne dzieci nie rozpoznały w „dziwnym wujku” żegnanym na lotnisku ucharakteryzowanego ojca. Kilka tygodni później, gdy światowe media wciąż zastanawiały się gdzie przepadł lider kubańskiej rewolucji, Che wraz towarzyszami przemierzał już jezioro Tanganika i nawiązywał pierwsze kontakty z kongijskimi partyzantami.

Sęk w tym, że nic na czarnym lądzie nie przypominało rewolucji kubańskiej. Tamtejsi partyzanci przejawiali bowiem znikomą chęć do walki. Byli przy tym przekonani, że żadne szkolenie nie jest im potrzebne, gdyż błogosławieństwo miejscowego szamana zapewnia im stuprocentową ochronę przed kulami. Zaś w walce – no cóż, w walce było jeszcze gorzej: po usłyszeniu kanonady zazwyczaj rzucali w krzaki powierzoną im przez kubańczyków broń i brali nogi za pas.

Nic dziwnego, że w swoich kongijskich dziennikach i zapiskach, nazwanych później „historią klęski” Che Guevara nie krył rozczarowania i coraz głębszej frustracji.

Jakby klęsk militarnych było mało, okazało się że kubański kontyngent narażony jest na jeszcze jedno zupełnie nowe niebezpieczeństwo: na choroby. Nowe, dziwne, nieznane, przenoszone m.in. od małp, które, jak się okazało, stanowią w Kongu zarówno kulinarny przysmak, jak i rozrywkę. Również - erotyczną.

Ale o tym, jakie żniwo zbiorą te dziwne choroby, nikt jeszcze wówczas – w 1965 roku w Kongu – nie myślał. Siedem miesięcy niemal bezcelowego pobytu w dżungli i bez tego było frustrujące. W listopadzie Che na czele swojego oddziału ponownie przepłynął jezioro Tanganika, tym razem ostatecznie wycofując się z Konga. Na krótko wrócił na Kubę, aby już rok później wyruszyć z kolejną straceńczą misją – tym razem do Boliwii. Tam walczył i tam – nękany dziwną chorobą, która ostatecznie uniemożliwiła mu dowodzenie, wreszcie poległ.

Co dziwne – w tym samym czasie na Kubie tajemnicza choroba dziesiątkowała jego kongijskich towarzyszy. Po kolei słabli i umierali mimo wysiłków państwowej służby zdrowia. Żaden z lekarzy nie był w stanie powstrzymać choroby, ani nawet ją zidentyfikować. Bo też nikt jeszcze wówczas nie słyszał o AIDS.

O Zespole Nabytego Niedoboru Odporności zrobiło się głośno dopiero dużo później. Mniej więcej w 1981 roku, kiedy tą dziwną i tajemniczą chorobę zaczęto diagnozować wśród mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Od tamtego czasu AIDS pozostaje nieuleczalne i zebrało krwawe żniwo na całym świecie. W latach 1983–2008 na AIDS zmarło 25 mln ludzi, a obecnie rocznie choroba zabija ok. 2 mln kolejnych osób. Jak doszło do rozpowszechnienia choroby? Naukowcy mają różne hipotezy. Ale większość jest przekonana, że wirus ma swoje korzenie właśnie w Afryce, w rejonie Konga i pochodzi od tamtejszych małp.

I tu łańcuch zdarzeń opisanych przez Romana Warszewskiego zaczyna układać się w naprawdę przerażającą całość: rubańscy rewolucjoniści w Kongu, ich tajemnicze śmierci po powrocie na Kubę, śmierć samego Che, a następnie dziwna decyzja Fidela Castro dotycząca upuszczania „złej krwi” – przyzwolenie na niczym nie ograniczoną, masową emigrację do USA beznadziejnie chorych, przestępców i wszystkich tych, którzy na Kubie stanowili element niepożądany. Czy przywódca kubańczyków wiedział o tykającej bombie, którą podrzuca znienawidzonym imperialistom? Czy taki był jego plan zniszczenia Stanów Zjednoczonych? To wciąż pozostaje tajemnicą Castro. Ale – w świetle ujawnionych faktów – jest wielce prawdopodobne.

Rewolucja socjalistyczna w swoim założeniu miała docierać do mas, zwłaszcza do najuboższych. Miała mieć zasięg globalny i miała uczynić ludzi równymi. O tym marzył i w to wierzył Ernesto Che Guevara. Epidemia AIDS szerzy się dziś na całym świecie, najszybciej rozprzestrzeniając się w krajach biednych i zacofanych. I czyni ludzi równymi – bo wszyscy jesteśmy równi w obliczu śmierci. W tym kontekście określenie „czerwona plaga” nabiera zupełnie nowego, apokaliptycznego znaczenia.

Michał Piotrowski

Historyczne BitwyKongo 1965recenzjeMichał Piotrowski
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków