Maciej Kuczyński o „Kongu 1965” w majowych „Nowych Książkach”


Historia klęski



W miejscu, gdzie Józef Korzeniowski, jakby w proroczym natchnieniu, usytuował swoje „jądro ciemności”, na wschodnich rubieżach Konga – ono rzeczywiście istnieje do dzisiaj! Tam właśnie rozegrała się partyzancka kampania ponad stuosobowego kubańskiego oddziału dowodzonego przez Che Guevarę.

Chciałoby się powiedzieć – ni to farsa, ni dramat, godne dobrego pisarskiego pióra. Ale to nie fikcja literacka, lecz kolejny fragment historii odtwarzany przez Romana Warszewskiego, jak zwykle z pietyzmem i niezrównaną wnikliwością, w wyniku swoistego śledztwa uwzględniającego najszersze tło wydarzeń, ciągi przyczynowo skutkowe, motywacje bohaterów. Strona za stroną autor odsłania skryte kulisy wypadków.

Na początek: jego diagnoza tajemnicy ogromnej politycznej długowieczności Fidela Castro. „Otaczający go bohaterowie historii, z których żywotów – jak długo tylko mógł – ssał to, co było do odessania, odchodzą – a on wciąż niezmiennie trwa. I jest tak nawet w tej chwili, gdy już de facto pół żywy tylko wegetuje za kulisami politycznej sceny w Hawanie”. Jaki ma to związek z wyprawą do Konga –dowiemy się we właściwym czasie. A tymczasem czytamy, że Kongo „jako jedno z nielicznych na świecie, rozwijało się pod prąd – w odwrotnym kierunku. Od lepszego ku gorszemu, od biedy do nędzy, od okrucieństwa do bestialstwa. Przez ostatnie dwa stulecia doświadczyło nie postępu, lecz antyrozwoju (tam, gdzie kiedyś pływały statki, teraz pojawiają się już tylko dłubanki). Lepiej tam już było, a każdy kolejny rok, każda następna dekada przynosiły tylko pogorszenie sytuacji – coraz większą zapaść kulturową i cywilizacyjną. Katastrofę – pod każdym względem i w każdym wymiarze”.

Dla Castro wysłanie Che do Konga musiało być przede wszystkim metodą na pozbycie się z Kuby zbyt ideowego, zbyt nieprzejednanego rewolucjonisty. Ale tę wyprawę od początku cechował jeszcze inny „grzech pierworodny”: zdaniem Abdela Gamala Nasera, „brak afrykańskiego ludu”. Naser przekonywał Che: „Nie ma czegoś takiego. Są tylko niezliczone plemiona, często powaśnione i skłócone, niepotrafiące znaleźć ze sobą wspólnego języka od dziesięcioleci. A co dopiero mówić, by miały one podjąć jakąś skoordynowaną, wspólną walkę w imię wartości, których w ogóle nie znają i których nie rozumieją?”. I w końcu argument, który też nie przekonać Che: „Biały cudzoziemiec dowodzący czarnymi wojskami w Afryce może co najwyżej robić wrażenie imitacji Tarzana”.

Warszewski opisuje wydarzenia sprzed półwiecza, ale przypomina nam coś, co jest aktualne i dzisiaj, a o czym świat zachodni zapomniał. To jakby uboczna, acz bezcenna nauka płynąca z jego książki: tak jak wówczas Che stanął w obliczu czegoś dla niego niepojętego, tak i my dzisiaj odkrywamy, poniewczasie, że liczne ludy planety myślą inaczej niż my, inne mają priorytety i wyobrażenia, wierzenia i dążenia. Na taką właśnie przykrą niespodziankę natknęli się w Kongu przybysze z Hawany. „Zmuszenie miejscowych partyzantów do jakiegokolwiek wysiłku było nadzwyczaj trudne. (...) W puszczy nie chcieli oni zabierać niczego, co nie wchodziło w skład ich własnego dobytku, a to powodowało nieustanne (...) problemy z przerzutem broni i zapasów żywności. (...) Odpowiadali w suahili: mimi hapana motocari (nie jestem ciężarówką) lub: mimi hapana cuban (nie jestem Kubańczykiem)”. Innym problemem była „mocno zakorzeniona wiara w dawa, magię, która miała ich chronić przed ostrzałem z karabinów. Co najgorsze, dotyczyło to nie tylko prostych żołnierzy, ale także ich dowódców. (...) Ku rozpaczy Che, niedostatki w swoich umiejętnościach czarnoskórzy bojownicy dużo bardziej woleli kompensować intensywnością magicznych zabiegów, niż nadrabiać treningiem”. Wielu Kongijczyków sądziło, że siłą karabinu jest huk i wystarczy strzelać w powietrze! Nic też dziwnego, że cała operacja spaliła na panewce.

Przyniosła jednak dramatyczne skutki. Castro nie tylko uruchomił masowy przemyt narkotyków do USA. To clou tej historii, coś czego nie może zabraknąć w żadnej książce Warszewskiego. Jego osobiste odkrycie machiawelicznego planu Fidela przeszczepienia wirusa HIV z Konga do Stanów Zjednoczonych!

Maciej Kuczyński
Kongo 1965recenzjeMaciej Kuczyński
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków