Piotrze, witaj na łamach!


Od bieżącego numeru prowadzonego przeze mnie miesięcznika „Żyj Długo”, współpracę z nim – z góry wiem, że bardzo pożyteczną i niezwykle owocną – rozpoczyna Piotr Maciej Małachowski: niezwykły, młody człowiek, którego najpierw znałem z jego prześwietnego „Operuję w Peru”, a następnie – wiosną tego roku – spotkałem osobiście w Limie.

Na pewno nie popełnię błędu, jeśli powiem, że Piotr to postać niezwykła. W Europie, mieszkając i w Niemczech, i w Szkocji, mógł mieć wszystko – pieniądze, karierę, wielce pasjonujące życie. A mimo to, gnany zewem przygody, wybrał Peru. Był tam raz, i drugi - i kraj ten go urzekł. Postanowił w nim osiąść; jak się wydaje na stałe, albo przynajmniej na dłużej.


Piotr M. Małachowski i Roman Warszewski w Limie, w maju br.

Jestem chyba jedną z nielicznych osób, które są w stanie w pełni go zrozumieć. Bo Peru, przed laty, podobnie mnie zafascynowało. Podobnie uwiodło i na całe dziesięciolecia przykuło i myśli, i uwagę. I nakazało mi je opisywać. „Pokażcie mi brzuch terrorystki”, „Inicjacja”, „Marcahuasi – kuźnia bogów”, „Tajna misja Eldorado”, „Q’ero – długowieczność na zamówienie”, czy ostatnio opublikowana „Vilcabamba 1572” - to tylko część „peruwiańskich stacji” na moim reporterskim szlaku.

Owo opisywanie Peru i zgłębianie jego tajemnic, było dla mnie czymś w rodzaju obsiewania ugoru. Było torowaniem drogi Peru do polskiej świadomości. W Limie, gdy z górą trzy miesiące temu rozmawialiśmy, Piotr zdradził mi, iż jedną z ostatnich, decydujących kropli, które zadecydowały o tym, by pojechać do Ameryki Południowej i zacząć poznawać Peru, była lektura mojej książki „Skrzydlaci ludzie z Nazca”. Nie miał pojęcia, jak się uradowałem; jaką poczułem satysfakcję!

Bo – tak jak pisałem – Piotr to człowiek naprawdę niezwykły (choć on sam uważa, że takie określenie to przesada). W Limie, zamiast w Miraflores, czy w San Isidro – w najpiękniejszych i najbardziej reprezentacyjnych dzielnicach, zamieszkał tuż za miedzą największych, limeńskich slumsów. I wtapiając się w tamto środowisko, krok po kroku, począł pomagać najbiedniejszym. Wykluczonym. Pokrzywdzonym przez los. Przez wszystkich zapomnianym. (Jeśli kogoś interesują szczegóły, odsyłam na jego bloga.) Może nie do końca świadomie, poszedł ścieżką, którą swego czasu podążał polski salezjanin przez dziesiątki lat mieszkający w Peru – ojciec Edmund Szeliga. Ten, z którym łączyła mnie wieloletnia przyjaźń i którego postać przez długie lata była „spiritus movens” miesięcznika, na którego łamach od dziś gościmy Piotra!

W ten sposób – jakże niespodziewanie – zamyka się pewien wielki okrąg. Najpewniej nieostatni. Jestem pewny, że w przyszłości będzie ich jeszcze więcej i że stworzą one jakąś ważną, choć trudną jeszcze do przewidzenia konstelację.

Piotrze, witaj na pokładzie! Łapmy pasat w żagle!
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków