Inteligentna i fascynująca


Z dr. Yezhou Shengiem – czołowym badaczem vilcacory z Biomedycznego Centrum Uniwersytetu w Lund – rozmawia Roman Warszewski



– Czy widział Pan kiedyś vilcacorę w jej naturalnym otoczeniu?

YS: – Nie, nigdy. Dwa lata temu miałem odbyć podróż do Peru, żeby wziąć udział w kongresie naturoterapeutów. Po spotkaniu w Limie zaplanowana była wycieczka do dżungli. W końcu jednak do podróży do Ameryki Południowej nie doszło. Jak dotąd vilcacorę widziałem tylko na zdjęciach, choć jej komórki w formie mikroskopowych preparatów znam chyba lepiej niż ktokolwiek w Europie.

– Dlaczego zainteresował się Pan badaniami vilcacory?

YS: – Jak Pan wie, jestem chińskim naukowcem i lekarzem, a Chińczycy doceniają wartość roślin leczniczych. Przez tysiąclecia rozwijaliśmy sztukę leczenia roślinami i w praktyce stosujemy ją do dziś. W Chinach, na terenach bardziej odległych od centrów administracyjnych, lecznictwo do chwili obecnej w całości opiera się na fitoterapii. Natomiast w dużych miastach – w około 70 procentach. To chyba jedyny taki przypadek w świecie. W Chinach praktycznie nie ma aptek takich, jakie znamy w Europie. W zasadzie każda apteka jest sklepem zielarskim. Innych aptek po prostu nie ma. Wyrosłem więc w kulturze, która od dawien dawna potrafiła dostrzec i wykorzystywać potęgę leczniczą zawartą w roślinach. A moja rodzina w szczególności kultywowała tę tradycję – tradycję, która jest codzienną praktyką.

– Miał Pan w rodzinie zielarzy?

YS: – Bardzo wielu. Moja babka i mój dziadek ze strony matki byli znawcami roślin leczniczych. Ich rodzice także. Wiedza na temat terapeutycznych właściwości chińskiego świata roślinnego w mojej rodzinie przekazywana była od bardzo wielu pokoleń. Przez mój dom, w dzieciństwie, bez przerwy przewijali się pacjenci oraz wyleczeni roślinnymi mieszankami. Można powiedzieć, że mój dom rodzinny i moje dzieciństwo pachniały ziołami. Przypuszczam, że właśnie dlatego zostałem lekarzem. Lekarzem, który nigdy nie zapomniał o leczniczej potędze i terapeutycznym potencjale tkwiącym w roślinach.
– Dlaczego wobec tego nie bada Pan chińskich roślin leczniczych? Sądzę, że nie wszystkie są przez medycynę poznane...

YS: – To prawda. Większość z nich nie została jeszcze przebadana i często dysponujemy zaledwie intuicyjną wiedzą na temat ich działania. Jednak vilcacora, pod wieloma względami, jest bardziej interesująca niż większość roślin wchodzących w skład tradycyjnej chińskiej farmakopei. Chińscy lekarze i zielarze leczą mieszankami, w których skład wchodzi często kilkadziesiąt różnych roślin. Dopiero skomponowanie takiej mieszanki prowadzi do odpowiedniego rezultatu terapeutycznego. Z vilcacorą jest inaczej. Nie trzeba jej wzbogacać innymi roślinami, nie trzeba jej niczym „obudowywać". Ona sama w sobie stanowi ogromną siłę i zawiera przeogromny potencjał. Właśnie ta jej niepowtarzalna właściwość przyciągnęła moją uwagę.

– Co najbardziej zafascynowało Pana w tej roślinie?

YS: – Jej wszechstronność. To, iż posiada tak szerokie spektrum działania, że może być przydatna w tak wielu dziedzinach. Jak dziś już wiemy, działa antyoksydacyjnie, przeciwzapalnie, cytostatycznie i immunomodulująco. Nie znam innego preparatu, który potrafiłby dokonać tego wszystkiego jednocześnie. Nie ukrywam, że jako rodowity Chińczyk mówię to z pewnym żalem.

– Czy Chińczycy znają vilcacorę?

YS: – Nie, vilcacora jest w Chinach w zasadzie nieznana. O jej istnieniu dowiedziałem się dopiero zagranicą, w Szwecji. Uwagę moją na tę roślinę zwrócił amerykański naukowiec prof. Ronald Pero. On też zachęcił mnie do podjęcia szczegółowych nad nią badań. Ich wyniki zostały opublikowane w wielu renomowanych czasopismach.

– W jaki sposób trafił Pan do Szwecji?

YS: – W pewnym sensie to pokłosie wydarzeń na Placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie w 1989 roku. Po masakrze, instytut w którym pracowałem, uznany został za gniazdo kontrrewolucji i trafił na czarną listę, w wyniku czego niedługo potem został rozwiązany. Musiałem szukać pracy zagranicą. Skorzystałem z naukowych kontaktów, które posiadałem z Uniwersytetem w Lund i po przedstawieniu tam swojego dorobku zostałem zatrudniony, najpierw w Instytucie Medycyny Przemysłowej, następnie w Instytucie Biologii Molekularnej, w sekcji immunologii nowotworowej.

– Od razu zajął się Pan badaniami nad vilcacorą?

YS: – Nie, najpierw kontynuowałem badania, które już poprzednio prowadziłem w Chinach, tzn. zajmowałem się toksykologią, zatruciami litem i ich konsekwencjami. Do badań nad Uncarią tomentosa przechodziłem stopniowo.

– Co o tym zadecydowało?

YS: – Tak jak wspominałem – zachęta i entuzjazm prof. Ronalda Pero.

– Czego dotyczą Pańskie badania nad vilcacorą?

YS: – Obecnie zajmuję się procesami antyoksydacyjnymi zachodzącymi pod wpływem odwaru z vilcacory. To dość nowa dziedzina moich zainteresowań, ale wiążę z nią duże nadzieje. Według moim przypuszczeń, wykorzystując antyoksydacyjne właściwości Uncaria tomentosa, czyli vilcacory, można skutecznie opóźnić procesy starzenia się. Właściwości antyoksydacyjne są bowiem – moim zdaniem – odpowiedzialne za procesy naprawcze DNA w zdrowych komórkach, co – po aplikacji vilcacory – wielokrotnie obserwowaliśmy w poprzedniej fazie badań. Pracując w zespole szwedzkich naukowców, staram się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje i jaki jest mechanizm tego fascynującego zjawiska.

– Dlaczego fascynującego?

YS: – Fascynującego, ponieważ vilcacora posiada działanie selektywne. Niszczy DNA w komórkach chorych, nowotworowych, natomiast wzmacnia DNA w komórkach zdrowych. Taka dychotomia działania jest czymś absolutnie wyjątkowym. Dzięki niej można powiedzieć, iż vilcacora działa inteligentnie, a nie na oślep, jak wiele leków syntetycznych.

– Inaczej niż chemioterapia...

YS: – Tak, bo chemioterapia jest bronią obosieczną. Niszczy zarówno komórki zdrowe, jak i chore. Vilcacora niszczy tylko to, co powinna niszczyć. Pozostałe komórki wzmacnia i naprawia.

Podczas wcześniejszych badań na szczurach, u których sztucznie wywoływaliśmy leukopenię, do jakiej dochodzi w wyniku chemioterapii, stosowaliśmy preparat C-Med- 100 z Uncaria tomentosa. Leukopenia znacznie szybciej ustępowała u zwierząt, którym podawano preparat z vilcacory niż u zwierząt w grupie kontrolnej, którym takiego preparatu nie podawano. Najprawdopodobniej analogiczny proces zachodzi u pacjentów, którym po lub przed chemioterapią podaje się vilcacorę.

– Czy wiemy dlaczego Uncaria działa selektywnie? Czemu zawdzięczamy jej – jak

Pan mówi – „inteligencję"?

YS: – Sporo już wiemy na ten temat, lecz części prawdy nadal musimy się domyślać. Tak jak wspominałem – przypuszczamy, że naprawa DNA w komórkach zdrowych następuje dzięki procesom antyoksydacyjnym, natomiast destrukcja DNA w komórkach rakowych ma miejsce w wyniku inicjowania procesu apoptozy – samoczynnej śmierci komórek. Dlaczego dochodzi do tego drugiego procesu, nie wiemy. Potrzebne są dalsze badania. Mam nadzieję, że już niedługo do nich dojdzie.

– Czy prowadził Pan jakieś badania kliniczne związane z terapeutycznym zastosowaniem vilcacory?

YS: – Były to badania nad przedłużaniem działania szczepionki przeciwko pneumokokowemu zapaleniu płuc. Stwierdziliśmy, że podanie zaszczepionym preparatu C-Med-100 zauważalnie wydłuża skuteczność szczepionki. Znaczenie tych badań docenione zostało dopiero w momencie, gdy pojawiło się zagrożenie epidemią SARS. Ich wyniki pozwalają przypuszczać, iż podawanie vilcacory w celach prewencyjnych może być bardzo uzasadnione.

– Dlaczego?

YS: – Bo Uncaria działa na system immunologiczny i dostosowuje jego sprawność do potrzeb organizmu. Nie tyle aktywizuje go, co go moduluje. To kolejny przejaw jej „inteligentnego" działania. Można przypuszczać, że wynika on z tego, iż vilcacora działa dwutorowo: po pierwsze – poprzez system immunologiczny i układ krwiotwórczy; po drugie – bezpośrednio na komórki. Ta podwójna droga dostępu do organizmu może tłumaczyć wielką siłę oddziaływania tej rośliny.

– Zawarte w niej alkaloidy są tak silne?

YS: – To trudne pytanie. Jednocześnie – bardzo ważne. W tej chwili prowadzi się na świecie sporo badań nad ekstrakcją alkaloidów z vilcacory. Taki jest w ogóle trend w naukach farmaceutycznych – wyizolować substancję czynną i zamknąć ją w kapsułce, następnie kapsułkę podać chorym. Tymczasem z badań, jakie prowadzę, wynika, że ekstrahowanie i izolowanie alkaloidów z vilcacory niekoniecznie jest optymalnym rozwiązaniem, ponieważ @wyrywając" alkaloidy z naturalnego, chemicznego otoczenia, pozbawia się je synergicznego działania. W praktyce prowadzi to do tego, że alkaloidy obudowane innymi związkami mają znacznie silniejsze działanie niż te alkaloidy wyizolowane. Z drugiej strony – żeby jakąkolwiek substancję leczniczą wprowadzić na rynek farmaceutyczny, koniecznie trzeba ją standaryzować, co można osiągnąć tylko poprzez izolowanie i ekstrahowanie. Mamy tu więc do czynienia z pewną sprzecznością: preparat standaryzowany może być mniej skuteczny niż substancja niestandaryzowana. Jednocześnie – żeby lek podać chorym, musi on być standaryzowany. Jest to dylemat do tej pory nierozstrzygnięty i – powiem szczerze – sam nie wiem, jak go rozwiązać, by konsument, czyli pacjent, mógł odnieść maksimum korzyści. Kto wie, czy zainteresowanie substancjami naturalnymi, które narasta i prawdopodobnie będzie dalej narastać, nie wymusi pewnych zasadniczych zmian w procedurach dopuszczeniowych pewnej klasy produktów farmaceutycznych.

– Czy uważa Pan, że pański wkład do badań nad vilcacorą ma praktyczne znaczenie?

Jak Pan sam swoje prace ocenia?

YS: – Wiemy już ponad wszelką wątpliwość, że vilcacora pod wieloma względami jest rośliną cudowną. Tak – cudowną! Nie boję się tego określenia. Posiada wiele potencjalnych zastosowań, w bardzo różnych dziedzinach lecznictwa, a przede wszystkim w onkologii. I na tym właśnie – na tym szerokim spektrum jej możliwych aplikacji wynika cudowność jej właściwości. Nadal jednak – uważam – konieczne jest wiele badań, ponieważ pewnych rzeczy na razie tylko się domyślamy. Nie mogę jednak pogodzić się z tym, by nieznajomość bardzo głębokich mechanizmów jej działania, miałaby opóźnić jej praktyczne stosowanie. W wielu przypadkach nie musimy znać mechanizmu, żeby coś zastosować w praktyce. Między innymi dlatego nie pracuję w tej chwili nad rozgryzieniemm mechanizmu apoptozy komórek rakowych, inicjowanym przez Uncaria, lecz nad procesami antyoksydacyjnymi. Nie muszę wiedzieć, dlaczego apoptoza występuje. Mnie wystarczy, że wiem, iż vilcacora do niej prowadzi, co posiada określone konsekwencje terapeutyczne. W praktyce – także w praktyce medycznej – to jest właśnie najważniejsze. Ja natomiast staram się być jak najbliżej praktyki.

– Co więc konkretnie wynika z Pańskich badań?

YS: – Ponad wszelką wątpliwość mogę powiedzieć, że Uncaria tomentosa może być bardzo ważnym narzędziem farmakologicznym. Posiada silne właściwości cytostatyczne, immunomodulujące i antyzapalne. To, co wynika z tysiąca lat doświadczeń południowoamerykańskich Indian, znajduje w tej chwili potwierdzenie w laboratoriach.

– Jakie jest spektrum jej zastosowań?

YS: – Nadzwyczaj szerokie – od prostych infekcji po nowotwory.

– Kiedy vilcacora pańskim zdaniem trafi do powszechnej praktyki medycznej?

YS: – To kwestia pięciu, dziesięciu lat.

– Aż tak długo?

YS: – To wcale nie jest długo. Jeśli wyobrazi sobie Pan wielkość zmian, do jakich jej stosowanie doprowadzi, to wręcz krótko, a nawet bardzo krótko.

– Dziękuję Panu za rozmowę!
Vilcacorawywiady
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków