Jauja – zapomniana stolica


Miejscowość, której nazwa brzmi jak przeciągły jęk bólu, była pierwszą kolonialną stolicą Peru. Niewielu dziś o tym pamięta, bo... było to bardzo dawno temu. Na dodatek – trwało nadzwyczaj krótko, jedynie nieco ponad pół roku. W XVI wieku, między kwietniem 1534 roku a początkiem stycznia 1535 roku. Po detronizacji ze stołecznej funkcji imperialnego, inkaskiego Cuzco, a przed założeniem Miasta Królów – Limy.


Chałcha – tak należy wymawiać tę nazwę. W czasach inkaskich istniejące w tym miejscu strategicznie ważne osiedle nazywano Hatun Xauxa – czyli Wielką Xauxą. Potem, gdy po upadku indiańskiej państwowości jurysdykcję nad tym miejscem roztoczyli konkwistadorzy, osiedle w dolinie nad rzeką Mantaro zaczęto nazywać Santa Fe de Hatun Xauxa. Dziś pozostała z tego po prostu Jaja, niespełna siedemnastotysięczna stolica andyjskiej prowincji o tej samej nazwie, której znaczenie coraz bardziej przesłania większe i prężniej rozwijające się sąsiednie Huancayo.
Dlaczego na początku konkwisty Hiszpanie zdecydowali się na przeniesienie stolicy podbijanych przez siebie ziem z monumentalnego Cuzco do niepozornej, na poły wiejskiej Jauchy? Odpowiedź jest prosta: z niepewności i strachu. W Cuzco, po podporządkowaniu sobie Indian w stolicy państwa Inków, czuli się stale zagrożeni. Musieli spać z arkebuzem i szpadą pod poduszką – wciąż obawiali się tubylczej insurekcji. Cicha i nieco bukoliczna Jauja wydawała im się miejscem bardziej przyjaznym i bardziej nadającym się do zamieszkania.
Poza tym – znajdowała się znacznie bliżej oceanu niż Cuzco. A morze białym przybyszom zza Wielkiej Wody w tym dalekim i niegościnnym kraju wydawało się progiem rodzinnego domu. Progiem Hiszpanii, a co najmniej – stacji pośredniej, Panamy.
Zanim więc na wybrzeżu powstawać zaczęła Lima, Jauja zdawała się być jakimś możliwym do zaakceptowania pośrednim rozwiązaniem. W dużej mierze zaważyła na tym osobowość przywódcy hiszpańskich konkwistadorów, Francisca Pizarra, który inkaskiego Cuzco nie lubił w co najmniej w takim samym stopniu, w jakim unikał jazdy na koniu. W odczuciu Pizarra – miłośnika morza, a przeciwnika gór – Jauja była znacznie mniej wysokogórska niż Cuzco, a poza tym położona znacznie bliżej morza. Dziś wiemy, iż przekonanie to miało niewiele wspólnego z rzeczywistością: Jauja leży na wysokości 3400 metrów nad poziomem morza, podczas gdy Cuzco – sto metrów niżej!


Ruda zamiast pasażerów
Przeniesienie stolicy Peru z Cuzco do Jauchy zapoczątkowało niezwykle ważny, a trwający praktycznie do dziś proces odwracania się tego kraju plecami do gór i zwracania się twarzą ku oceanowi; schodzenia stolicy z gór ku morzu. Zapoczątkowało tendencję do rozpadu Peru na osobne, mentalnie bardzo oddalone od siebie regiony: na zeuropeizowane wybrzeże i tubylcze góry oraz puszczę – selwę. Jak na dłoni można się o tym przekonać, gdy z Limy, obecnej stolicy, ktoś chce się dostać do Jauchy (stolicy z przełomu lat 1534–35). Szosa – tak zwana Carretera Central – w ciągu niespełna trzech godzin wspinająca się od poziomu morza po leżącą prawie na wysokości 5000 metrów n.p.m. przełęcz Anticona, wije się wzdłuż najbardziej karkołomnej linii kolejowej na świecie: tej, którą w poprzek Andów, wbrew naturze i zdrowemu rozsądkowi, w XIX wieku, pod okiem Amerykanina Henry Meiggsa, wznosił naturalizowany
Peruwiańczyk... Ernest Malinowski.

Owe tory to droga, którą prawie nigdy nie podróżowali ludzie, lecz którą z gór na wybrzeże przez dziesięciolecia trafiały wędrujące w szeroki świat wypruwane w pocie czoła wnętrzności tego kraju: rudy żelaza i miedzi oraz srebro. To nie tylko świadectwo ciągłego spoglądania w stronę morza, lecz nieustannej chęci dostarczenia tam tego, co jest w jego wnętrzu. Owe trzewia należało opróżniać i ich zawartością wypełniać najpierw nabrzeża, a następnie ładownie statków.

Złoto w spichrzu
Zanim ową strategiczną substancją stały się brudne, szare minerały, najpierw ich rolę odgrywało złoto. Złoto – ów słoneczny metal – stanowiło główną siłę napędową konkwisty. To dla złota hiszpańscy zdobywcy byli skłonni zaryzykować dosłownie wszystko: zdrowie, własne majątki, swą przyszłości, również życie. W ich mniemaniu złoto stanowiło panaceum na wszystkie nękające ich bolączki – od biedy (od której uciekali z Europy) po możliwość sięgnięcia po niedostępne w innych okolicznościach szlachectwo.
Tu też leży część odpowiedzi na pytanie o niespodziewaną, acz krótkotrwałą karierę Jauchy. Inkowie – w związku z jej centralnym położeniem w Andach – zlokalizowali w niej ogromne magazyny. Ich państwo opierało się na redystrybucji dóbr. Zrodziło się z pomysłu, by w okresach urodzaju gromadzić zapasy na czas klęsk żywiołowych. Synowie Słońca byli pierwszymi, którzy tak uczynili w Andach. I właśnie ten pomysł zapewnił im sukces – przewagę na innymi. Pozwalał wykarmić wasali wtedy, gdy ci nie dysponowali już żadnymi własnymi zasobami. W ten sposób Inkowie dokonywali podbojów, tylko wyjątkowo angażując się militarnie. Ich prawdziwą broń stanowiły zasoby i zapasy. Przede wszystkim żywność, w drugiej kolejności – woda. Głodni i spragnieni niechętnie myśleli o oporze. Mając w perspektywie suto zaopatrzone spiżarnie, kolejne plemiona posłusznie, jedno za drugim, przechodziły pod jurysdykcję dynastii mającej swą siedzibę w Cuzco. To z położonej centralnie w Andach Jauchy Inkowie rozsyłali zapasy żywności do prowincji, które w okresach nieurodzajów pragnęli sobie podporządkować. To dlatego doszło do założenia tego miasta. Po swoim przybyciu Hiszpanie do przechowywania zdobytego i przetopionego złota zaczęli wykorzystywać inkaskie magazyny przeznaczone na żywność. Nie chcieli gromadzić tego cennego kruszcu w Cuzco, bo tam żółty metal zbyt łatwo mógłby sprowokować Indian do buntu i trafić w niepowołane ręce. Poza tym – z Jauchy (znowu!) – znacznie bliżej było do oceanu. A to właśnie z wybrzeża złoto płynąć miało w ładowniach statków najpierw do Panamy, a następnie do Hiszpanii.

Peryferie... w samym centrum
Hiszpanie uczynili z Jauchy stolicę głównie dlatego, że była ona położona centralnie, a jednak – jeśli weźmiemy pod uwagę koncentrację władzy politycznej w okresie przed konkwistą – pozostawała na uboczu. Ten paradoks stał się przyczyną jej krótkotrwałej kariery. Mimo że stosunkowo niewielka, Jauja wiele razy pojawia się na kartach z opisami podboju. To tu (z uwagi na obecność magazynów) przez wiele lat swą siedzibę miał główny skarbnik konkwisty – Riquelme. To tu po raz pierwszy wracający z Pachacamac do Cajamarki Hernando Pizarro spotkał najważniejszego generała Atahuallpy – Chalcuchimę. To tu, gdy Hiszpanie przemieszczali się z Cajamarki do Cuzco, doszło do otrucia pierwszego marionetkowego inkaskiego władcy – Inki Huallpy, którego koronowali konkwistadorzy, a którego bardzo chcieli się pozbyć indiańscy zwolennicy linii dynastycznej Atahuallpy. Wreszcie – to właśnie w okolicach Jauchy przez wiele miesięcy, na początku 1534 roku, trwały zażarte walki między siłami konkwistadorów a wojskami Inków z Ekwadoru. Wielokrotnie też ścierali się tam ze sobą powaśnieni od samego początku konkwisty Kastylijczycy – zwolennicy Diega de Almagro – z poplecznikami Francisca Pizarra.


Czarodziejska góra
Dziś z tej dawnej, krótkotrwałej świetności praktycznie nic nie pozostało. Jedynym miejscowym muzeum jest zorganizowana prywatnym sumptem ekspozycja prehistorycznych skamielin – odkrytych w górach szkieletów ichtiozaurów. To jeszcze jeden dowód na zapatrzenie miasta w przeszłość, tym razem znacznie bardziej odległą niż konkwista.
– Miejscowi – mówi Benito Alvarez, nauczyciel z miejscowego gimnazjum – co prawda pamiętają o tym, że była tu kiedyś stolica, ale co z tego? Bo to, że my o tym wiemy, dla miasta nie ma żadnego znaczenia. Ważne by było, by nie zapominali o tym ci, którzy obecnie rządzą w Limie. Wtedy może zaczęłaby się jakaś renowacja miasta? Może wtedy – jako do dawnej, zapomnianej stolicy – zaczęliby przyjeżdżać turyści?
Prawdę mówiąc, zabytków z pierwszego okresu podboju już tu wcale nie ma. Wąskie odrapane uliczki raz pną się w górę, by za chwilę znów opaść, by zaraz ponownie zacząć się wznosić na kolejny pagórek. Tak jak ma to miejsce we wszystkich niewielkich andyjskich miasteczkach, wcale niekoniecznie dawnych stolicach. Dokąd prowadzą? Albo na Plaza de Armas – centralny Plac Broni, albo do kościołów. Do katedry, której początki datowane są na osiemnaste stulecie albo do jeszcze późniejszego, filigranowego kościoła pod wezwaniem Biednego Chrystusa (El Cristo Pobre) – przybytku zbudowanego na wzór paryskiej katedry Notre Dame.
Wielką chlubą miasteczka jest miejscowy szpital. Kiedyś był on jednocześnie czymś
na kształt sanatorium. W XIX wieku suchy klimat Jauchy był głównym remedium przepisywanym przez peruwiańskich lekarzy chorym na gruźlicę. Pacjenci przyjeżdżali tłumnie. Leczenie często kończyło się sukcesem. Tak, Jauja – można tak powiedzieć – była andyjską Czarodziejską Górą. Przez moment wydawało się nawet, że może dzięki temu nastąpi jej renesans i odrodzenie. Stworzenie antybiotyków szybko jednak położyło kres tym złudzeniom i mrzonkom.
Czarodziejska Góra istnieje tu jednak do dziś. Nazywa się Cruz de Huanca. To wzgórze osłaniające miasto od wschodu, na którym wznosi się wielki, kamienny krucyfiks. Spod tego krzyża rozciąga się wspaniały widok na dawną kolonialną stolicę. Miasto widać jak na dłoni. Gdy wysilić wzrok, można dostrzec samochody przeciskające się po wąskich uliczkach, a nawet przechodniów. W dali wznoszą się Andy, w dole wije się Rio Mantaro, a w oddali, za górami, musi być morze. Bo Jaucha – jak cały ten kraj – nadal plecami odwraca się od gór. Swą twarz, nieodmiennie, kieruje ku oceanowi.


Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków