W Migotaniach


Roman Warszewski w „Migotaniach”, nr 4 (73) 2021
Ukazały się nowe „Migotania” – kolejna edycja gazety literackiej publikowanej przez fundację Światło Literatury. To już numer 73. tego czasopisma, a to oznacza, że w roku 2022 będzie ono obchodziło 20.lecie swego istnienia. To świetny jubileusz.
Zwłaszcza na tak trudnym dla czasopism literackich rynku jak ma to miejsce obecnie. A „Migotania” przez owe 20 lat czas świetnie się rozwinęły. Z jednodniówki wydanej z okazji 50.-tych urodzin znanego poety Zbigniewa Joachimiaka, przerodziły się w czasopismo, którego każdy numer jest odświeżającą swoją literacką i intelektualną wszechstronnością bryzą (wszak czasopismo wychodzi nad morzem).
Roman Warszewski w obecnym numerze publikuje:
Przypowieść „Cztery żony i czterej mężowie”, str. 2
Wywiad ze Stanisławem Lemem z roku 1997 pt. „Śmierć futurologii” – na podsumowanie roku jubileuszu 100–lecia urodzin Lema, str. 19–20
Recenzję książki „Burzliwe czasy” pióra Mario Vargasa Llosy, w której wyjaśnia czym jest indygenizm, str. 64
Komentarz „Wschodnia granica. Powtórka ze Zbąszynia”, str. 87, a także Reportaż z Ekwadoru pt. „Spoglądając w dół”

Poniżej – recenzja książki Mario Vargasa Llosy

Roman Warszewski
Burzliwe czasy. Dlaczego niektórzy nienawidzą Mario Vargasa Llosę?
Twórczość Mario Vargasa Llosy – bez wątpienia jednego z największych żyjących narratorów przełomu XX i XXI wieku – od zawsze układa się dwuwątkowo. Jeden nurt w dorobku peruwiańskiego noblisty, to literatura bardzo poważna; drugi natomiast stanowią narracje nieco krotochwilne, żeby nie powiedzieć żartobliwe.


Można odnieść wrażenie, że pisarz w pełni świadomie uprawia taką dwupolówkę. Po napisaniu dzieła kalibru ciężkiego, potrzebuje odmiany, odskoczni i na tapetę bierze coś lżejszego – co być może daje mu pewne intelektualne wytchnienie. W pierwszym nurcie mieszczą się takie jego powieści jak Miasto i psy, Rozmowa w „Katedrze”, Wojna końca świata, Święto Kozła, Raj za rogiem, czy Sen Celta. W drugim – Ciotka Julia i Skryba, Zielony dom, Pantaleon i wizytantki, Pochwała macochy, Zeszyty don Rigoberta, czy Dyskretny bohater. Ostatnia jego powieść pt. Burzliwe czasy należy do pierwszego, nazwijmy to tak, nurtu poważniejszego.

Burzliwe czasy opowiadają historię z lat 50–tych z Ameryki Środkowej, a dokładnie mówiąc – z Gwatemali. Główna osią książki jest inspirowany przez USA zamach stanu, mający na celu obalenie gwatemalskiego rządu bardzo umiarkowanego reformatora Jacobo Arbenza. Nie dlatego, że w oczach Waszyngtonu był on zbyt postępowy, ale dlatego, że przeszkadzał amerykańskiemu koncernowi, który w Gwatemali uprawiał banany. By móc ten zamach stanu przeprowadzić, a jednocześnie go uzasadnić, Amerykanie w ruch puszczają propagandową machinę, która z Arbenza czyni komunistę (którym on wcale nie był). W kraju dochodzi do powstania w obronie legalnie wybranej władzy, (w walkach w obronie atakowanego prezydenta bierze udział nawet przebywający wtedy w Gwatemali Ernesto Guevara, który jest dopiero na drodze ku temu, by za niedługo stać się legendarnym Che Guevarą), ale yankees osiągają sukces. Osaczony Arbenz zmuszony jest do ucieczki. Władzę przejmuje junta, która sprzyja interesom United Fruit – koncernowi, dla którego liczy się tylko to, by tanio i masowo móc uprawiać banany… Ot, i cała historia.

Można sądzić, iż MVLl wziął na warsztat ten temat, by pokazać, ile może dokonać dobrze ustawiona propaganda – jak ważna jest wolność słowa i nieprzekupna prasa. W Gwatemali jej nie było; albo – jeśli na początku nawet istniała, łatwo ją było unieszkodliwić, kupić i unicestwić. Dzięki temu – wbrew oczywistym faktom – komuś, kto nie był komunistą, bardzo łatwo było można przyprawić komunistyczną gębę. Był to kluczowy fakt dla dalszego rozwoju wypadków i tego, że zamach stanu tak szybko odniósł sukces.
Historię tę Vargas Llosa opowiada stosując wszystkie techniki narracyjne, do których nas przez lata przyzwyczaił. Jest więc stała zmiana planów, jego ulubiona narracja naprzemienna, skrótowe dialogi i silnie zarysowane postacie – w tym jedna niezwykle istotna postać kobieca, która kolejne epizody historii spaja w jedną całość (jak się okazuje na końcu – agentka CIA). Nie ma natomiast… Gwatemali. Jest świetnie nakreślona uniwersalna infrastruktura władzy i przemocy, ale taka, która funkcjonować mogłaby wszędzie. Nie tylko w Ameryce Środkowej.
Ta okoliczność jest jednak cechą charakterystyczną całej twórczości Vargasa Llosy, na którą jednak bardzo rzadko zwraca się uwagę. Tu – w przypadku Gwatemali – pojawiła się z ostrością, której nie można pominąć. Bo właśnie tej kraj, jak żaden inny, nadaje się do pełnego odmalowania jego specyfiki w powieści. A tu – nic z tego. Figa z makiem. Vargas Llosa zdaje się mówić: Drodzy Czytelnicy, nie ze mną takie numery! Nie możecie jednak czuć się zawiedzeni! W żadnym wypadku! Znacie mnie przecież od lat!
Gwatemala jest bowiem jednym z najbardziej indiańskich całej Ameryki Łacińskiej. Bez przerwy oddycha się tam powietrzem przesyconym zapachem copalu (byłem, wąchałem) – żywicy, którą okadza ołtarzyki prekolumbijskich bóstw, czy mieszkalne obejścia. Nawet w miastach średniej wielkości, ludność używa tam tradycyjnych, wielokolorowych strojów i posługuje się językiem quiche albo tzotzil. Obecność Majów – ludu, który zamieszkiwał tu przed wiekami – wyczuwalna jest na każdym kroku.
Czyni to Gwatemalę państwem absolutnie wyjątkowym – także na tle innych krajów latynoskich. Tymczasem w Burzliwych czasach o tym kolorycie nie ma ani słowa. Jest on absolutnie nieobecny. Każe się to pytać, czy książka rzeczywiście opowiada o Gwatemali, czy może o jakimś abstrakcyjnym kraju, w którym istnieje przesławna trójca – zawieszone w próżni kłamstwo, wszechobecne oszustwo i przemoc, przemoc, przemoc… (słowo można powtarzać do końca akapitu). Pokazanie Gwatemali w taki właśnie sposób, nie jest jednak niedopatrzeniem peruwiańskiego noblisty. To jak najbardziej zamierzony zbieg, w Burzliwych czasach zrealizowany ze skrajną premedytacja. Taki jest bowiem program MVLl – jego pisarskie credo. NIE dla indygenizmu (indiańskości) i telluryzmu (związku z ziemią) w latynoskiej literaturze; TAK – dla wszelkich tendencji europejskich i światowych. TAK dla zerwania z – jego zdaniem – prymitywnym, dawnym dziedzictwem tego kontynentu; NIE dla indiańskiego i prekolumbijskiego ducha i kolorytu tych ziem. Bo – znów jego zdaniem – to ostatnie to siła wsteczna i trzymająca kontynent tam, skąd od dawno winien już się wyrwać i ruszyć do przodu. A on jest właśnie za tym ruchem, za zmianą, za przyszłością…
To jest jeden z powodów dlaczego Mario Vargas Llosa w jego własnej ojczyźnie często jest nielubiany i uznawany wręcz za zdrajcę. Wszak Peru pod względem przesycenia indygenizmem tylko trochę ustępuje Gwatemali. Tymczasem w książkach MVLl, których akcja osadzona jest w Peru, indiańskiego dziedzictwa praktycznie nie ma. Dla wielu Peruwiańczyków jest to niezrozumiałe i z twórczością Vargas Llosy w żaden sposób nie potrafią się utożsamić. Często traktują go z lekceważeniem, lub wręcz z pogardą. Bo to niby panicz z dobrego domu, który co prawda z Peru pochodzi, ale w tej chwili ma niewiele wspólnego ze swoją ojczyzną. Co prawda on sam swojej stanowisko w sprawie indygenizmu próbował wytłumaczyć i uzasadnić w wydanej w 1996 roku eseistycznej książce pt. La utopia arcaica. Jose Maria Arguedas y las ficciones del indigenismo (nieprzełumaczonej na polski)(1), ale… kto czyta eseje, na dodatek ze zrozumieniem?
Nobel tę sytuację poprawił tylko na chwilę. A potem stało się najgorsze: MVLl w Hiszpanii (gdzie mieszka od 1999 roku) z rąk króla Juana Carlosa (tego, który w Afryce polował na słonie!) przyjął tytuł markiza! Tego – jak na dawnego lewicowca i sympatyka Fidela Castro – w oczach wielu czytelników w jego ojczyźnie, było już za wiele. A Burzliwe czasy – rzecz o Gwatemali, która na dobrą sprawę mogłaby być także książką o Peru, te wszystkie narzekania tylko wzmogła i zradykalizowała – niezależnie od tego, że powieść czyta się naprawdę świetnie. Polecam.
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków