Maciej Kuczyński w „Nowych Książkach” o albumie Warszewskiego i Paula „Cuzco – Rzym Nowego Świata”
Podróż do pępka Ziemi
Ilekroć ktoś mnie pyta, do jakiego miejsca na świecie chciałbym jeszcze wrócić, niezmiennie i bez wahania odpowiadam: do Cuzco! Nie żadne tam tropiki, palmy i kokosy, nie pustynne diuny ani morskie dale, lecz to jedno miejsce: Cuzco, co w języku keczua znaczy „Pępek Ziemi”.
Tym razem Cuzco przyszło do mnie z kolejnym albumem Romana Warszewskiego i Arkadiusza Paula, wydanym w znakomitej serii, przedstawiającej „7 nowych cudów świata”. Gdy w 1492 r. Krzysztof Kolumb dotarł do wybrzeży Nowego Świata, Cuzco, stolica inkaskiego imperium, sięgającego od dzisiejszego Chile do Kolumbii, było już pełnym życia miastem, większym od europejskich metropolii. Liczyło sto tysięcy mieszkańców, podczas gdy ówczesny Madryt zaledwie osiem tysięcy! Było lepiej rozplanowane i wyposażone
nawet w zakresie kanalizacji. Pedro Sancho de la Hoz pisał do króla Karola V w kilka dni po wkroczeniu do Cuzco Pizarra: „To główna siedziba możnych panów, tak wspaniała i piękna, że warta byłaby obejrzenia nawet w Hiszpanii, pełna pałaców wielmożów; nie mieszka tam biedota (...) większość z tych domów jest zbudowana z kamienia. Wiele wzniesiono z cegły, a postanowiono je z wielką symetrią, tak jak ulice, wytyczone na kształt krzyża, wszystkie proste i brukowane”.
Czym miasto przyciąga dzisiaj? Nawet po wielu zniszczeniach, przebudowach i modernizacjach panuje tu szczególny nastrój, aura harmonii, spokoju i artyzmu. To, co Chińczycy nazwali feng-shui, a co stanowiło wspólną własność dawnych cywilizacji. Cuzco, podobnie jak wszelkie stare i prastare sanktuaria, świątynie i osady było zlokalizowane w starannie wybranym miejscu, w pełnej zgodzi z przyrodą i układem terenu, a jego budowle – rzeźbione z pietyzmem i troską o stworzenie przestrzeni przyjaznej dla ducha. Tajemnice dawnych budowniczych – tropione przez Warszewskiego – odeszły wraz z nimi, ale i dzisiejszy człowiek Zachodu, nastrojony „technologicznie”, jakby bardziej prymitywny i pod pewnymi względami mniej wrażliwy, odczuwa niezwykłą aurę tego miejsca.
Rozchodziły się z niego magiczne linie, zeques, wytyczone przez święte kamienie i budowle, a rozprowadzające energię scalającą imperium. Stąd też wychodziły szlaki, stanowiące wraz z zeques jakby szkielet państwowości.
Fotografie miasta i okolicznych fortec czy sanktuariów, gęsto przeplatane tekstem, pozwalają nam wędrować po mieście sprzed stuleci, oglądać jego zakamarki, place, podwórka i patia, snuć się nastrojowymi zaułkami, gdzie zdaje się brzmi jeszcze stukot kopytek lam niosących andyjskie towary, smakować architekturę serca imperium, surową i monumentalną w czasach Inków, ozdobną i rozkwitającą dziesiątkami detali, krużganków i balkoników, portali i łuków, okien, daszków, kolumienek w epoce kolonialnej. Pomaga nam w wędrówce doskonały, jak zwykle, inspirujący tekst Warszewskiego, oparty na wielu źródłach, a także jego dogłębnej znajomości tego kraju, wyniesionej z kilkudziesięciu podróży.
Książka, podobnie jak poprzednia tych autorów, Machu Picchu, sto lat po godzinie zero, to, jak sądzę, obowiązkowa lektura polskich turystów, zarówno tych prawdziwych, jak i „fotelowych”. Peru przyciąga Polaków nie tylko egzotyką, ale i licznymi tropami polskości.
Ten kraj, podobnie jak Chile, stał się drugą ojczyzną dla polskich wychodźców spod zaborów. Nasza elita intelektualna została tam gościnnie przyjęta i odwdzięczyła się za to wspaniale. Wystarczy wspomnieć polskich inżynierów z Ernestem Malinowskiem na czele i jego do niedawna najwyższą na świecie koleją. Współcześnie nasi kajakarze odkryli tam najgłębszy kanion świata, Colca, co przyczyniło się do rozkwitu całej okolicy, archeolodzy zaś dokonują znakomitych odkryć sanktuariów w Andach.
Napisałem, że Cuzco jest miastem, do którego chciałbym wracać. Drugim takim jest
Katmandu w Nepalu, prawdziwa rzeźba w drewnie, cegle i kamieniu. Trzecim – Kraków! Niestety, wszystkie one powoli „porastają” współczesnością, a ich wyjątkowość zanika, choć duch jeszcze się broni. Pozostaną nam tylko albumy!
Maciej Kuczyński