Roman Warszewski o książce Wojciecha Jagielskiego “Wypalanie traw”


Wypalanie białych plam

“Miałem kiedyś przyjaciółkę w Ventersdorpie, niewielkim [...] miasteczku na stepie Transwalu. Była dziennikarką w miejscowej gazety. Kiedy zadzwoniłem do niej, by powiedzieć, że zamierzam napisać o miasteczku i Eugénie Terre’Blanche’u, człowieku, który nim rządził, odłożyła słuchawkę i więcej nie odbierała moich telefonów”.


W taki oto tajemniczy sposób Wojciech Jagielski rozpoczyna swoją opowieść o Ventersdorpie – o niewielkiej burskiej miejscowości; o Republice Południowej Afryki; o Afryce jako wielkim kontynencie; wreszcie – o współczesnym, bardzo dziwnym i bardzo podzielonym świecie. Wypalanie traw trzeba bowiem odczytywać na tylu planach i na tylu różnych płaszczyznach. To książka, która opowiadając o przysłowiowej kropli wody (Ventersdorpie), pokazuje nam cały odbijający się w niej świat. To książka uniwersalna, swym spokojnym, falującym językiem przywodząca na myśl biblijną przypowieść, która – cały czas pozostając reportażem – nie może nie kojarzyć się z wiekopomnym dziełem Johna Steinbecka – Gronami gniewu.
“Miałem kiedyś przyjaciółkę w Ventersdorpie...” – te początkowe słowa są kalką (na pewno zamierzoną) początku innej książki o Afryce – Pożegnania z Afryką Karen Blixen. “Miałam kiedyś farmę w Afryce” – tak swoje wspomnienia o utraconej Kenii i raz na zawsze utraconych Masajach rozpoczyna słynna, nieżyjąca już Dunka. Książka Jagielskiego z tamtym nurtem opisywania Afryki – i egzotyki w ogóle – ma jednak niewiele wspólnego. Nie jest nostalgiczna. Nie mieni się feerią barw opisywanych krajobrazów. Nie zatrzymuje wzroku na kolczastych akacjach i kryjącym się ich cieniu wielkim zwierzu. Ale jest równie porywająca, równie ważna i tak samo chwyta za serce.
Kiedyś w literaturze faktu (i literaturze w ogóle) panowała moda na Amerykę Łacińską. W tej chwili ewidentnie jest moda na Afrykę, tak jakby chciano skompensować długie lata zapomnienia i zaniedbań. Mnożą się ważne i znakomite tytuły na jej temat. Pojawiają się bardzo trafione przekłady pozycji zajmujących się tamtym rejonem świata. Ale nawet na tak prześwietnym i wymagającym tle Wypalanie traw się wyróżnia. To książka, która nikogo nie pozostawi obojętnym.
O czym opowiada Jagielski? O burskim mieście w Transwalu, które przez dziesiątki lat było ostoją apartheidu – porządku społecznego opartego na istnieniu w jednym państwie (RPA) dwóch żyjących oddzielnie społeczności: społeczności białych i społeczności czarnych. Biali i czarni żyli w innych dzielnicach miast. W środkach komunikacji miejskiej zajmowali inne miejsca; chodzili do innych szkół, wykonywali całkiem inne zawody i nie wolno im było zawierać transrasowych związków małżeńskich. Gdy w latach dziewięćdziesiątych, po tylu innych dzielących świat murach, w końcu zaczął się chwiać i ten jeden z ostatnich (mur oddzielający w RPA białych od czarnych), w Ventersdorpie na taką przemianę nie było przyzwolenia. Żyjący tam Burowie, kierowani przez charyzmatycznego, jeżdżącego na czarnym koniu przywódcę Eugéne’a Terre’Blanche’a, by zachować swą odrębność i niezależność, gotowi byli do secesji i stworzenia niezależnego państewka, nawet - do wywołania wojny domowej...
Pozycja Jagielskiego ewidentnie usuwa ważną białą plamę. Jak dotąd, nie było polskiej książki, która wzięłaby się za bary z problemem apartheidu. Przed laty żaden polski dziennikarz nie miał szans na otrzymanie wizy RPA i na wjazd do tego kraju. (Nigdy nie był tam na przykład specjalizujący się w afrykańskiej tematyce Ryszard Kapuściński.) A gdy to się zmieniło, podjęcie tego tematu też nie należało do łatwych. Choćby dlatego, iż RPA przez lata była krajem docelowym dla licznych emigrantów z Polski (głównie lekarzy), którzy poprzez fakt chęci osiedlenia się tam, akceptowali południowoafrykański porządek społeczny.
Obraz RPA, jaki czytelnik wynosi z lektury Wypalania traw, nie jest jednak obrazem czarno-białym. I nie wynika to z faktu, by Jagielski ocenę apartheidu w jakimkolwiek stopniu relatywizował, lecz z tego, iż tamtejszą rzeczywistość stara się on odmalować, oddając całą jej złożoność.
Opowiada o zróżnicowaniu białej społeczności w RPA – o animozjach i antypatiach panujących między mającymi zwykle brytyjskie korzenie Afrykanerami a wywodzącymi się najczęściej z Holandii Burami. O tym, jak w czasie wewnętrznego konfliktu w XIX wieku Anglicy w pierwszych na świecie obozach koncentracyjnych zamykali i więzili Burów. O tym, jak Burowie – wiele, wiele lat później – byli skłonni do zawarcia sojuszu z murzyńskimi plemionami odizolowanymi w tak zwanych bantustanach, tylko po to, by uniemożliwić wprowadzenie reform obalających apartheid.
Z książki Jagielskiego jasno wynika, że rzeczywistość południowoafrykańska to realia niezwykle zawikłane. Że podziały na białych i czarnych, choć najważniejsze, nie do końca wyczerpywały mapę zakorzenionych tam konfliktów. Warto przytoczyć słowa Dory van Zyl – siostry głównego bohatera Wypalania traw, Eugéne’a Terre’Blanche’a. “Naród, żeby istnieć, potrzebuje ziemi [...] – mówi ona. – Stwórca wyznaczył Burom na miejsce Afrykę. Przybywając na afrykański kontynent, Burowie ziemi nikomu nie odbierali, nie kradli, ani nie rabowali. Kupowali ją od miejscowych wodzów, a głównie zajmowali tereny niczyje lub bezludne, opustoszałe w wyniku wojen, zarazy, plag suszy lub powodzi. To nie Burowie odbierali innym ziemię i wolność, lecz sami właśnie tego zostali pozbawieni przez zachłannych i przewrotnych Anglików”.
Natomiast tłumacząc istotę stosunków białych i czarnych, Dora tak ją streszcza:
“Eugéne [Terre’Blanche] nie [...] [był] rasistą, nigdy nie uważał czarnych za gorszy, tylko za inny gatunek ludzi. Różnią się od nas tak, jak biel różni się od czerni czy każdej innej barwy [...]. Czarna służbę traktowało się u nas dobrze. Żaden czarny nigdy od nas nie uciekł”.
Mimo oporu ludzi pokroju Dory i Eugéne’a, zmiany, jakie zaczęły zachodzić na całym świecie po obaleniu muru berlińskiego, w końcu do RPA dotarły. (Czy dlatego, że w postzimnowojennym świecie zmniejszyło się zapotrzebowanie na uran – główny artykuł eksportowy RPA?) Najbardziej widomym ich świadectwem było to, iż sam Terre’Blanche, za znęcanie się nad Murzynem, trafił na kilka lat do więzienia (poprzednio byłoby to nie do pomyślenia). Gdy z niego wyszedł, posłał do Genewy delegację z żądaniem, by ONZ uznała Burów za taki sam tubylczy naród w Afryce, jak Buszmeni, Aborygeni w Australii czy indiańskie plemiona Apaczów, Siuksów i Azteków. “Gdy mu odmówiono – czytamy – oskarżył ONZ o rasizm. Zapowiedział, że pójdzie na skargę do Międzynarodowego Trybunału w Hadze i przed nim będzie żądał uznania prawa Burów do wolności i własnego państwa”.
Do tego już jednak nie dochodzi. Bo Terre’Blanche umiera. Zostaje zamordowany. Ginie z rąk czarnoskórych robotników z własnej farmy, którzy, nie mogąc doczekać się wypłaty, mordują go śpiącego w łóżku. A o stopniu zawikłania i pomieszania pojęć w ludzkich głowach niech świadczy to, że zaraz potem o swym czynie zawiadamiają policję. Bo nie spodziewają się kary, lecz... sowitej nagrody!
Jak widać, tytułowe wypalanie traw będzie musiało trwać w RPA jeszcze bardzo długo. Wypalanie rozumiane nie jako agrotechniczna i etnograficzna ciekawostka, lecz jako przygotowywanie gruntu pod to, co ma wyrosnąć dopiero w przyszłości. “Wypalanie traw – mówi jeden z bohaterów książki Jagielskiego – to trochę takie pożegnanie z czasem, który upłynął, i wszystkim, co się w nim wydarzyło. Zamykamy to, zostawiamy za sobą i szykujemy się na to, co nowego przyniesie życie. To jak rytuał oczyszczenia, który ma przynieść nadzieję”.
Na razie jednak nad południowoafrykańskim stepem unoszą się tylko gęste dymy. A pośród nich wciąż skrywa się niejedno śmiertelne niebezpieczeństwo.

Roman Warszewski

Wojciech Jagielski, Wypalanie traw, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków