W 2012 roku końca świata nie będzie!
Wraz ze zbliżaniem się końca roku, jak bumerang w prasie powracają żelazne tematy: a więc to, iż 23 grudnia w 2012 roku nieuchronnie nastąpi koniec świata. Są ludzie (niektórych z nich nawet znam!) i fundacje (sic!), które próbują na tym zbić niezłą kasę. Tymczasem – żadnego końca świata nie będzie. Powoływanie się przy okazji wieszczenia rychłego końca świata na Majów i książkę Particka Geryla pt „Proroctwa Oriona”, jest jednym wielkim nieporozumieniem.
Nie wiem, czy – jak uważa Geryl - Majowie mieli bliskie związki z Atlantami i prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem. Wiem natomiast, że w kalendarzu Majów – ani w jego wersji rytualnej (tzolkin), ani świeckiej (haab), ani w tzw. Długiej Rachubie, na temat końca świata w momencie wskazywanym przez Geryla nie ma ani słowa, natomiast istnieje wiele zapisów hieroglificznych wykonanych ręką Majów, z których wynika, że świat będzie istniał długo po roku 2012 - co najmniej do roku 9898.
Swoje przekonanie Patrick Geryl opiera na tym, że 23 grudnia 2012 końca dobiegnie majowski cykl czasowy, który rozpoczął się 13 sierpnia 3114 roku przed naszą erą. Odnoszę jednak wrażenie, że nie do końca rozumie on specyfikę kalendarza Majów, a poza tym nie zna treści majowskich inskrypcji, które obieg czterech wielkich kół czasu, jakimi w celu mierzenia jego upływu posługiwali się Majowie, umieszczają w odpowiednim treściowym kontekście.
Nie ma roku zerowego!
Po pierwsze refleksja ogólna – czas w przekonaniu Majów nie płynął linearnie, jak w kalendarzy gregoriańskim, lecz toczył się po okręgu, a w związku z tym nigdy nie było można jednoznacznie powiedzieć, kiedy coś się zaczyna, a kiedy kończy. Bo nawet jeśli kończył się jakiś krótszy cykl, stanowił on tylko cząstkę cyklu większego, który trwał nadal i przez to niejako detronizował zakończenie cyklu: „unieszkodliwiał” mogące wyniknąć z tego zagrożenia i niebezpieczeństwa. Krótszy cykl zawsze był niejako „zanurzony” w cyklu dłuższym.
Właśnie dlatego 13 sierpnia 3114 roku p.n.e. – wbrew temu, co twierdzi Geryl - wcale nie był rokiem zerowym. O jako takim roku zerowym w kalendarzu Majów po prostu w ogóle nie można mówić. Posługując się kalendarzami tzolkin i haab, dzień ten nosił nazwę „4 ajaw 4 kumku”, a więc mimo tego, że Majowie znali zero - nie był to dzień „0 ajaw 0 kumku”, ponieważ – z punktu widzenia tzolkin i haab – był to moment niczego nie rozpoczynający, ani niczego nie kończący, wyrwany z samego środka rachuby czasu.
Pewnych cech początkowych dzień „4 ajaw 4 kumku” zyskiwał dopiero przy zastosowaniu Długiej Rachuby. W niej jednak nosił on numer 13.0.0.0.0. czyli 13 baktun 0 katun 0 tun 0 winal i 0 kin. Jest tu już więcej zer, ale nadal pozostaje początkowa trzynastka. Ponownie widać więc, że nie jest żaden prawdziwy początek, lecz że moment ten tkwi po uszy w czymś, co już trwa od bardzo dawna.
(Tu wyjaśnienie – zastosowanie Długiej Rachuby było konieczne dlatego, że po 52 latach wskazania wynikające z korelacji kalendarza tzolkin i haab ponownie się spotykały i zmierzony za ich pomocą czas niejako „ginął”. Wtedy coś rzeczywiście kończyło się i zaczynało, a Majowie, żyjąc na bakier z linearnością, nie dodawali do siebie tych 52-letnich cykli. Żeby zatem uniknąć „zaniku i gubienia czasu”, 52-letnie obiegi tzolkina i haaba umieszczano na tle jeszcze dłuższego cyklu – właśnie cyklu Długiej Rachuby, która „połykała” wszystkie inne cząstkowe cykle i nie pozwala przepaść im w niebycie.)
Plemiennie i lokalnie
W rzeczywistości, zgodnie z ich mitologią, 13 sierpnia 3114 roku przed naszą erą - „dzień zerowy” Geryla, w przekonaniu Majów był dniem narodzin ich świata – początkiem ich cywilizacji. Owe narodziny nie były jednak rozumiane w skali kosmicznej, lecz w wymiarze jak najbardziej plemiennym i lokalnym. Z prac nad inskrypcjami Majów nieżyjącej już Lindy Schele wiemy, że dnia „4 ajaw 4 kumku” doszło do rozpalenia kosmicznego ognia, ponieważ bogowie mieli wtedy nauczyć pra-Majów posługiwania się trójkamiennym paleniskiem - takim samym, jakie do dziś znajduje się w każdej majowskiej chacie. Datę 13 sierpnia 3114 wiązać więc należy z motywem prometejskim – z opanowaniem ognia przez Majów lub ich protoplastów; z motywem uniwersalnie i symbolicznym, występującym w każdym znaczniejszym kręgu kulturowym. Nie było to więc żadne wynurzenie się Majów z jakiejś kosmicznej otchłani, czy z piany morskiej; przed tym momentem świat bowiem jak najbardziej istniał i miał się całkiem dobrze. Majowie doskonale zresztą zdawali sobie z tego sprawę i tego nie kryli: zgodnie z zapisem ze steli z miejscowości Coba na Jukatanie, przed dniem „4 ajaw 4 kumku” świat egzystował już co najmniej przez 2021 360-dniowych lat.
Punkt docelowy?
To jeśli chodzi o domniemany punkt zerowy w rozważaniach Patricka Geryla. Jeśli natomiast przyjrzeć się docelowemu według niego dniowi 23 grudnia 2012 roku, sprawa jest jeszcze bardziej interesująca. Z zapisów Majów w żaden sposób nie można bowiem wnosić, że tego dnia spodziewali się jakiegoś kataklizmu i końca świata.
Przeciwnie.
Z napisów pochodzących z roku 690 n.e. wykonanych na polecenie syna słynnego króla Pacala – Kan Balama w Świątyni Inskrypcji w Palenque wynika, że 23 października 4772 roku n.e. Majowie planowali zorganizowanie wielkiego święta, w czasie którego chcieli przypomnieć wielkie zasługi Pacala dla rozwoju ich miasta. Jak widać, końca własnej cywilizacji przed tą datą nie przewidywali, tym bardziej – powszechnego końca świata.
Podobnych wniosków dostarcza analiza hieroglificznych zapisów z kościanej laski odnalezionej w królewskim grobie z Piramidy Tygrysa w gwatemalskim mieście Tikal, na której, umieszczono trzy daty – 17 czerwca 1224 roku n.e., 22 kwietnia 5565 roku n.e. i 24 lutego 9898 roku n.e. Co miały one oznaczać? Otóż - przed imieniem króla umieszczony był tam tytuł: „Jeden z Władców po Trzykroć Jedenastu Baktunów” (baktun to w Długiej Rachubie okres 144000 dni). Licząc od 13 sierpnia 3114 roku – mitycznej daty narodzin cywilizacji Majów – pierwszy baktun upływał właśnie 17 czerwca 1224 roku, drugi upłynie 22 kwietnia 5565 roku, a trzeci – 24 lutego 9898 roku. Można więc z tego wnosić, że - najwidoczniej - Majowie byli przekonani, iż ich władcy, w następujących po sobie dynastiach, panować będą aż do roku 9898! Ewentualny koniec ich cywilizacji – jak sądzili - mógłby nastąpić dopiero po tej dacie; tym bardziej – zagłada całej planety!
Codziennie inny koniec świata
Co ciekawe – Majowie, którzy jak rzadko która grupa etniczna do dziś zachowali swe tradycje od czasów prekolumbijskich, pytani o domniemany koniec świata w 2012, tylko pobłażliwie się uśmiechają. – My, Tzotzile*, nic na ten temat nie wiemy – nie będąc w tej opinii odosobniony, powiedział mi w 2004 roku zagadnięty na ten temat don Alejandro Mendez Romero, znany szaman z okolic San Cristobal de las Casas w Meksyku. Po chwili dodał: „Oczekiwanie na koniec świata w 2012 to wymysł białych. Albo - tubylców przekupionych przez białych, którzy tak twierdzą”.
Na całą sprawę można też spojrzeć z jeszcze innego punktu widzenia: Jeśli nawet jakiś cykl czasowy w 2012 by się kończył, to co z tego? Z jakiego powodu mielibyśmy fakt ten przeceniać, jeśli Majowie – zahipnotyzowani stojącymi przed nimi tysiącleciami - nie potrafili dostrzec tuż za progiem swych chat ani narastającego przeludnienia, ani jałowiejących wokół pól, ani zaostrzających się konfliktów religijnych, co – summa summarum - w ciągu kilkudziesięciu lat doprowadziło ich miasta do upadku?
Albo jeszcze inaczej: Po co wypatrywać końca świata w 2012, jeśli koniec świata ma już miejsce wszędzie i w każdej chwili – gdy jak muchy mrą głodne dzieci, gdy materia przesłania ducha, a plastik szydzi z kamienia.
Innego końca świata nie będzie.
Tekst i zdjęcia: Roman Warszewski
*Tzotzil – jedno z plemion Majów