3,4,5 IX 2012 Droga Inków. Naszyjnik z najpiękniejszych kamieni
I ruszyliśmy pod górę. Kiedyś, jak byłem tu po raz pierwszy, wystarczyło w odpowiednim momencie wyskoczyć ze zwalniającego pociągu i Droga Inków stała otworem. Teraz wszystko inaczej. Wszystko obwarowane jest setką reguł i nieprzekraczalnych przepisów, i skrajnie zbiurokratyzowane. Słynna Inca Trail, właśnie dlatego, że przez lata stała się tak znana, przerodziła się w fabrykę, w swoisty taśmociąg, w źródło wielkich dochodów dla kilku monopolizujących ją firm. Rezerwacje, by sie na nią dostać, trzeba dokonywać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem - prawie jak przed wspinaczką na Mt. Everest, a słabo orientujących się w tutejszych realiach przybyłych, na każdym kroku próbuje się odrzec z ostatniej finansowej skóry. Szkoda, ale taki jest właśnie świat, świat ponowoczesności. Nie będę jednak narzekał. Nie po to tu przyjechałem. Przybyliśmy tu przecież po to, żeby robić zdjęcia.
Runturaccay - strażnica w kształcie podkowy tuż za pierwszą, najwyższą przełęczą.
Qonchamarca - z większej odległości do złudzenia przypomina... świątynię Majów.
Sayacmarca - twierdza na wysokim grzbiecie.
Sayacmarca - blanki jak w średniowiecznym zamku.
Sayacmarca - podobnie jak w Runturaccay znów owalne mury, co u Inków należało do rzadkości.
Wchodzące w skład Królestwa Vilcabamby ruiny inkaskich miast nanizane są na nić naszego podniebnego szlaku niczym szlachetne kamienie. To istne perły i diamenty. Jak wielkie i jak bezcenne - przykłady poniżej.
Phuyupatamarca nie na darmo zwane jest miastem mgieł.
Phuyupatamarka - znów te zaskakujące kragłości.
Z Phuyupatamarca, w dali (po lewej) widać kolene ruiny - Intipata.
Winay Wayna - kiedyś prawdopodobnie więzienie. Trafiło ono kiedyś na okładkę mojej książki „Skrzydlaci ludzie z Nazca”.
Winay Wayna o krok bliżej.
PeruDroga InkówInca Trail