
W mającej się już niebawem ukazać mojej najnowszej książce
„Wyprawa Vilcabamba-Vilcabamba. Śladami wojownika, którego nie imał się czas”, w momencie przekraczania granicy między Peru i Ekwadorem jem
„ceviche” – egzotyczne danie, będące prawdziwą kulinarną skamieliną z czasów, gdy człowiek nie znał jeszcze ognia. Co to za danie? To odpowiednio przyprawiona surowa ryba, marynowana w soku z limonek. To, że ryba jest surowa, absolutnie nie powinno przerażać. Danie smakuje bowiem wybornie i jest kulinarną kwintesencją Ameryki Łacińskiej.
W książce
„Wyprawa Vilcabamba–Vilcabamba...” odsyłam na niniejszą stronę, gdzie – jak piszę – będzie można znaleźć przepis na najlepsze na świecie
„ceviche”. I właśnie już można. Oto ów przepis, podyktowany mi przez moją pochodzącą z Peru Żonę Luz, której – nawiasem mówiąc – książkę dedykuję:
Ceviche, czyli ryba marynowana- 1 kg filetów z ryby (np. z dorsza),
- 1 kg cytryn (limonek)
- 1 ząbek czosnku
- 3 ostre czerwone papryczki
- 1 cebula
- 2 żółte papryki
- pomidor
- sos chili
- imbir, sól, pieprz
- natka pietruszki
Wartość odżywcza 1 porcji- kcal 271
- białko 38 g
- tłuszcze 4,3 g
- węglowodany 22,3 g
Sposób wykonania:
Filet pokroić na małe kostki, dodać zmiażdżony czosnek i doprawić do smaku solą i pieprzem. Wycisnąć sok z limonek