Chicha morada, czyli superorzeźwiacz w odlotowym kolorze


O chichy – najpopularniejszym napoju Andów dość obszernie piszę w mojej najnowszej książce „Wyprawa Vilcabamba–Vilcabamba. Śladami wojownika, którego nie imał się czas”. Jest tam cały passus na ten temat, w części poświęconej Ekwadorowi (str. 237–238). Mowa o chichy – napitku bardzo alkoholowym; tym napoju, który po andyjskich wsiach kupuje się na melinach oznaczonych wywieszoną u płotu czerwoną szmatą, lub (co w tej chwili niestety coraz częstsze) – czerwoną foliówką.

Ale oprócz tej chichy hardkorowej, alkoholowej, istnieje wersja light tego napoju. Popularne „refresco”, czyli kwaśno–słodki „orzeźwiacz” na upalne dni, w naprawdę psychodelicznym kolorze. To napój pozbawiony alkoholu, który – niczym oranżadę – pić mogą nawet dzieci. I dzieci go uwielbiają. Fascynuje je przede wszystkim jego niesamowita barwa. Ciemna, fioletowo–buraczkowa, przykuwająca wzrok, niepokojąca...

Podobnie jak poprzednio opisywany „odwrócony krem” – crema volteada, ów napój o dźwięcznej nazwie chicha morada, w krajach andyjskich od niedawna dostępny jest też w supersamach, w torebeczkach, w wersji w proszku. Ale podobnie, jak w przypadku sfabrykowanego „crema volteada”, torebkowa chicha morada z chichą moradą własnoręcznie przyrządzoną nie wytrzymuje porównania.

Jak przyrządza się ten kukurydziany kompocik?

Receptura jest nadzwyczaj prosta... pod jednym wszakże warunkiem: że dysponuje się... CZERWONĄ KUKURYDZĄ. Nie kukurydzą o ziarnach żółtych, złocistych, taką, jakiej latem pełno jest na polach, lecz kukurydzą czerwono-brunatną. Taką, która rośnie tylko w Andach.

Kilo ziaren czerwonej kukurydzy gotujemy w siedmiu litrach wody, do której dodajemy cynamon w palikach, garstkę goździków oraz pociętą na mniejsze kawałki łupinę ananasa. Gotowanie trwa tak długo, aż ziarna kukurydzy staną się całkiem miękkie i obficie puszczą ciemnopurpurowy sok. Gdy to już nastapi, całość studzimy i przecedzamy przez sito. Następnie dodajemy cukier i sok wyciśnięty z kilku limonek. Na konieć dorzucamy małe kawałki ananasa i jabłka. Ewentualnie kostki lodu. I to już koniec. Napój jest gotowy. Rozlewamy go do szklanek i... pijemy.

A potem sięgamy po następną porcję, i po jeszcze jedną, i jeszcze... – bo napój to naprawdę wyborny. Taki, który jak już raz go przygotujemy, będziemy przyrządzać już zawsze, a nawet trochę dłużej!

Na tym kończę kulinarne posty. Gdybym miał jeszcze kiedyś wrócić do gastronomicznych tematów, to omówię: empanadas (andyjskie pierożki), salteñas, pastel de papa, przedziwną zupę carapulkę, moją ulubioną zupę chupe de langostinos, deser turrόn de Doña Pepa i kisiel mazamorra morada.
Peru od kuchniprzepisyChicha morada
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków