Chachapoyas–Pusharo 2015. Dzień drugi – cd. Jak Cortes stał się Pizarrem, a Pizarro giermkiem


Po wizycie w Muzeum Inkwizycji idziemy oglądać najstarsze mury Limy. – Lima, na dobrą sprawę, nie była powinna w ogóle powstać – mówi Piotrek Małachowski. – Można powiedzieć, ze powstała przez pomyłkę, a dziś, w tej lokalizacji, na jej budowę nikt nie wydałby zgody. Bo miejsce, w którym Pizarro w 1536 roku postanowił założyć nową stolicę podbijanego przez siebie kraju, w ogóle się do tego nie nadawało. Była tu tylko pustynia i mała, okresowo wysychająca rzeczka Rimac, której nazwa – być może – stała się inspiracją dla przyszłej nazwy stolicy. Ale akurat był styczeń, czyli pełnia tutejszego lata, świeciło słońce i w wielu miejscach kwitła nawet pustynia. I to Pizarra zmyliło. Nie miał pojęcia, że gdy minie luty, przez pozostałą część roku pogoda jest tu nieznośna – niebo jest ciągle zasnute chmurami i wszechobecna jest „garua” – ni to mgła, ni mżawka.

– Poza tym w 1535 roku na peruwiańskim wybrzeżu pojawił się Pedro de Alvarado, którego Pizarro uznawał za konkurenta – dodaję. – I dla tego na wybrzeżu też trzeba było wyraźnie zasygnalizować obecność prekursorskiej grupy konkwistadorów, którzy nie potrzebowali więcej kandydatów do podziału zdobywanych bogactw.

– Poza tym Pizarro bardzo nie lubił gór – konkluduje Piotr. – Nowa stolica na wybrzeżu miała stworzyć iluzję bliskości Panamy, skąd Pizarro przybył, jak równie bliskości jeszcze bardziej odległej Hiszpanii.

W czasach Pizarra Limę tworzył prostokąt o bokach 1000 i 600 metrów. Dziś to z górą 100 km nieprzerwanej zabudowy wszelkiej maści. Od drapaczy chmur dzielnicy San Isidro, po slumsy wzgórza San Cristobal. 9–10 milionów mieszkańców. Od slumsów Caballito na północy, po pełne stołecznej bohemy skwery elitarnego Barranco. Dziś nadal w Peru szczytem marzeń ludzi z prowincji jest osiedlenie się w Limie, choć w praktyce może to oznaczać egzystencję przez pół pokolenia bez bieżącej wody i bez elektryczności.

Znad niedawno odsłoniętych pierwszych murów Limy (mających jej mieszkańców chronić nie tyle przed Inkami, ile przed piratami) widać pomnik Franciska Pizarra. Ma on bardzo niezwykłą historię. Bo tak naprawdę jest to pomnik Hernana Cortesa, który miał stanąć w Meksyku. Ale Meksykańczycy – już po zamówieniu pomnika – doszli do wniosku, że postąpili pochopnie i że nie powinni takiego hołdu składać pogromcy Azteków. I dlatego pomnik Cortesa sprzedali Peruwiańczykom jako pomnik Pizarra (kto ich tam odróżni?). I tak, przez długie lata, Cortes (jako Pizarro) stał w północno–wschodnim narożniku limskiego Plaza de Armas, tuż koło Pałacu Prezydenckiego. Aż w latach 80.-tych XX wieku indygeniści – gorący zwolennicy indiańskiej przeszłości kraju, doszli do wniosku, że tak nie wypada. I doprowadzili do usunięcia pomnika z głównego placu miasta na ubocze, tam gdzie teraz stoi. Jakby na spiżowym koniu nie siedział założyciel miasta, które przez długie lata nazywało się Los Reyes, lecz co najwyżej jego giermek.

CDN

PS. O wyprawie „Chachapoyas–Pusharo 2015” będę opowiadał 9. listopada o godz. 19.00 w Gdańsku w kawiarni podróżników „Południk 18”. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszam!






Chachapoyas–Pusharo
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków