Chachapoyas–Pusharo 2015. Dzień czwarty – cd. Oto on – Kuelap
Ostatni odcinek drogi pokonujemy konno. Nie ze zmęczenia, ale by odnowić znajomość z siodłem. Konie są tu wysokie i bardzo zadbane, podobnie zresztą siodła. To nie przetarte, przekrzywione derki, ale siodła z prawdziwego zdarzenia. Trochę jak nie w Andach! Budują tu też specjalne drewniane podwyższenia – „końskie perony”, mające ułatwić wdrapywanie się na koński grzbiet. To już zbytek i nadmiar uprzejmości. Z takimi udogodnieniami, naprawdę, nigdzie jeszcze się nie spotkałem.
A potem docieramy do muru. I jest to mur naprawdę cyklopi. Ma co najmniej 30 metrów wysokości i miękko faluje przed nami przez kilkaset metrów. Przez to, że się wije, jest znacznie ciekawszy niż gdyby był prosty. A więc nie tylko Inkowie architekturę swą idealnie wtapiali w otoczenie i mu ulegali (odnosząc przez to wielkie estetyczne zwycięstwo). Choć tu było trochę inaczej. Bo ów cyklopi mur wcale nie otaczał szczytu góry, lecz ją tworzył. Góra wewnątrz muru została bowiem „dobudowana”. Za mur wnoszono gruz, kamienie, ziemię i w ten sposób dodano szczytową część wzgórza. Znów: jak widać nie tylko Inkowie kazali przenosić góry z miejsca na miejsce, by ludzie się nie nudzili i by nie mieli czasu myśleć o buncie. Władcy Chachapoyas czynili podobnie. Swym poddanym rozkazywali góry „dobudowywać”, podwyższać. Rezultat? Imponujący.
Kamienie o regularnych kształtach łączono gęstą mazią, której głównym składnikiem był wapień. Czyli – co w Ameryce Łacińskiej jest ewenementem – stosowano tu coś w rodzaju cementu.. Natomiast tutejsza ceramika jest mało oryginalna. I w większości ma kolor wypalonej gliny i zdobień prawie nie posiada.
Najpierw – po zejściu z koni – idziemy wzdłuż muru, potem przez jedno z trzech wąskich, strzelistych wejść wchodzimy do środka. Za murem odnajdujemy trzy kondygnacje zabudowań. Pierwsza z nich – największa przeznaczona była dla pospólstwa.; druga – dla kasty wyższej. Natomiast poziom trzeci – najmniejszy – miał prawdopodobnie przeznaczenie obronne.
Pierwszy poziom jest mocno zarośnięty. Na drzewach wiele okazałych bromeli, przez które pięknie prześwieca słońca. Jest całkiem pusto. Nie ma ludzi. Jesteśmy tu całkiem sami. Panuje atmosfera wielkiej tajemnicy. Przypomina mi to Vilcabambę. Podobnie, jak w Vilcabambie, są tu też pozostałości wielu kolistych zabudowań mieszkalnych, choć tutaj jest ich znacznie więcej. W Vilcabambie owe koliste konstrukcje wznosili właśnie budowniczowie z Chachapoyas. Czy mogli pochodzić stąd – z Kuelap? Kiedyś tak sądziłem. W tej chwili jednak wątpię. Dlaczego? Bo – w stosunku do Vilcabamby – Kuelap leży zdecydowanie za daleko na północ.
Kontakty Vilcabamby z Chachapoyas, najpewniej, mogły sięgać co najwyżej do Gran Pajaten, leżącego znacznie bardziej na południe. To rzecz, którą w przyszłości będę chciał jeszcze sprawdzić, bo ma ona duże znaczenie historyczne. Jak wynika z moich dotychczasowych ustaleń, bohater dwóch moich książek – „Q’ero. Długowieczność na zamówienie” i „Wyprawa Vilcabamba-Vilcabamba” – Inka Paucar, żywo zaangażowany był w kontakty między Chachapoyas a Vilcabambą. To dlatego – jak dobrze pójdzie – do Gran Pajaten też będę chciał się udać jak najszybciej. Najpewniej w przyszłorocznym sezonie.
CDN
PS: O wyprawie Chachapoyas–Pusharo 2015 będę opowiadał 9. listopada 2015 roku o godz. 19.00 w kawiarni podróżników Południk 18 w Gdańsku. Wszystkich zainteresowanych
serdecznie zapraszam!
Chachapoyas–Pusharo