Chachapoyas–Pusharo 2015. Dzień piąty – cd. Quiocta i podziemne inspiracje


Po powrocie do samochodu, jedziemy do pobliskiej jaskini Quiocta (nazwa od odgłosu wydawanego przez wędrownego ptaka pojawiającego się okresowo w tej okolicy). Na nogi wkładamy kalosze, a w dłonie chwytamy górnicze latarki. Bo będzie mokro i ciemno. Nawet bardzo mokro i bardzo ciemno. Tak jak powinno być w pełnometrażowej jaskini.

Podziemny świat Chachapoyas okazuje się dużo ciekawszy niż można było przypuszczać. Jaskinia Quiocta jest naprawdę ogromna – liczy sześćset metrów długości i składa się z sześciu pięknie sklepionych sal, z których największa ma koło trzydziestu metrów wysokości. Jaskinia wydrążona została przez podziemną rzekę, która tysiące lat temu wyschła. Dzięki temu powstała tajemnicza podziemna pusta przestrzeń, która dla dawnych zamieszkujących tu ludów musiała być wielką inspiracją.



Dowodzą tego czaszki, na które w niektórych miejscach w jaskini natrafiamy. To znak, że przebywali tu ludzie, że – być może – próbowano tu dokonywać także pochówków. A obok – wielkie stalaktyty i stalagmity, które w świetle naszych latarek lśnią wapiennymi naciekami.



Ich organiczne kształty dawnych Chachapoyan skłaniały zapewne do refleksji na temat jedności przyrody – tej ożywionej i nieożywionej. Do refleksji nad tym, że – na pewnym poziomie – wszystko z wszystkim się łączy.

Pomocą w dochodzeniu do takich wniosków był zapewne kaktus San Pedro, który w tych rejonach zastępował ayahuaskę i który spożywany w czasie rytualnych posiłków, powodował wielopiętrowe, wielobarwne halucynacje. W ich trakcie, przed spożywającym odwar z San Pedro, pojawiają się niezliczone srebrne nici, które łączą wszystko ze wszystkim. Dzięki temu, w czasie transu, powszechną współzależność wszechrzeczy dostrzec można nie tylko intuicyjnie, lecz w sposób namacalny.

Zwisające z kamiennego stropu wapienne sople mogły stać się inspiracją dla takich przedziwnych rzeźb, jak słynny „El Lanzon” z podziemnych galerii bardzo wczesnej kultury Chavin de Huantar. To na pewno hipoteza nad, którą warto głębiej się zastanowić. W literaturze przedmiotu nigdzie nie spotkałem się z takim podejściem. Do tej pory stwierdzano, że w zasadzie nie wiadomo czym jest ów słynny „El Lanzon” (ni to wielki kamienny grot, ni to stylizowana, podłużna głowa potwora) lub przyjmowano, że stanowi on wyobrażenie pioruna wgryzającego się w ziemię.

Na zakończenie dnia jedziemy do wąwozu Rio Sonche koło Huancas, nieopodal Chachapoyas. Kanion ma 900 metrów głębokości, ale wygląda jakby był głębszy od wąwozu Colca. Zaskakuje pięknem, majestatem, a przede wszystkim swym ukryciem. Bo przecież tuż obok jest spore miasto, koło którego on – jak najbardziej dosłownie – zapadł się pod ziemię. Cud natury. Cud natury na rogatkach.

CDN
Chachapoyas–Pusharo
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków