Chachapoyas – Pusharo 2015. Dzień dwunasty – cd. Śladami Hirama Binghama. Q’anabamba
Potem znów droga – piękna droga, a w dole szumiąca jeszcze piękniejsza rzeka Urubamba. Bingham pisał: „Minąwszy Salapunku okrążyliśmy wysokie granitowe skały oraz pokryte zielenią urwiska i wkroczyliśmy do fascynującej krainy, gdzie zaskoczyła nas i oczarowała wielka ilość starożytnych tarasów, ich długość i wysokość, obecność licznych inkaskich ruin, piękno głębokich i wąskich dolin oraz majestat pokrytych śniegiem gór, wznoszących się ponad nami”.
Jedne z tych ruin to Q’anabamba – osiedle mieszkalne z zabudową w jednym długim szeregu, z wielkim głazem przed jednym z pomieszczeń i dużą i dwupoziomową „colką”, czyli magazynem, do złudzenia przypominającym jedną z dwóch dwukondygnacyjnych kamiennych konstrukcji z Choquequirao. Trzy lata temu Q’anabambę widziałem z drugiego brzegu Urubamby, gdy biegnącą tam droga Inków wspinałem się do Huallabamby, by jeszcze później dotrzeć do Przełęczy Martwej Kobiety – Warmiwanyusqa. Zrobione wtedy zdjęcie Q’anabamby znalazło się potem nawet w albumie „Zielone Pompeje. Drogami Inków do Machu Picchu i jeszcze dalej”. Teraz ruiny te mam jak na dłoni, jestem w samym ich centrum.
Powtarzalność tutejszej zabudowy jest zadziwiająca. Ruiny wyglądają tak, jakby składały się kilkunastu identycznych modułów. Poszczególne ustawione w długim rzędzie zabudowania na myśl przywodzą wagony pociągu, jakby Inkowie już przed wiekami przewidzieli, że tuż poniżej ruin w przyszłości poprowadzona zostanie linia kolejowa, dzień w dzień wożąca setki turystów do Machu Picchu. Nasz przewodnik Ivan mówi, że jeszcze 30 lat temu Q’anabamba była zamieszkana przez wieśniaków, którzy swoje domostwa potracili na skutek trzęsień ziemi. – To dlatego – mówi – na wielu ścianach widać tyle smug po dymie z ogniska – mówi.
A widoki coraz bardziej pyszne. Trasa jest wprost genialna – nie wymaga wysiłku, a dostarcza tyle radości, tyle wrażeń! Zmęczenia nie przesłania oczu i bez przeszkód można koncentrować się na tym co dookoła. Bingham o tym odcinku trasy pisał: „Droga wzdłuż rzeki prowadzi brawurowo w górę i w dół skalnych progów, przebita ładunkami wybuchowymi pod nawisami, przekracza rozpadliny po wątłych mostach, wspartych nie ociosanymi podporami na granitowych ścianach. Poniżej gęstych zarośli, tam gdzie tylko pozwalają na to wdzierające się urwiska, ziemia pomiędzy nimi a rzeką została pocięta tarasami i była kiedyś uprawiana. Znaleźliśmy się niespodziewanie w prawdziwej krainie cudu. Ogarnęło nas (…) wzruszenie. Podziwialiśmy ogromny trud, z jakim dawny lud wydarł kłębiącym się nurtom niewiarygodnie wąskie pasy ziemi uprawnej. Jak zdołali oni poradzić sobie z budową muru oporowego z ciężkich kamieni przy samym brzegu niebezpiecznej rzeki, której przebycie równało się śmierci?”
Nieco dalej natrafiamy na przepięknie obrobiony gigantyczny kamień, bardzo przypominający słynną Białą Skałę – Yurac Rumi z Huancacalle. Na jego szczycie można odróżnić coś w rodzaju „intihuatany” – ołtarza solarnego. To zapewne dawna świątynia, której brakowało w Q’anabambie. W jednym miejscu kamienne schody na tej przepięknej „huace” urywają się i otwiera się pod nimi miniprzepaść… Czy składano tu kiedyś ofiary? Z lam? Z „chichy”? Z kukurydzy? A może z ludzi? Naprawdę trudno to wykluczyć. Bo naprzeciw owych urwanych schodów, w dole, znajduje się do połowy zagrzebana w ziemi płaska skała, najprawdopodobniej obrzędowy stół ofiarny.
CDN
PS: W czwartek, 22. października, od godz. 17.00, w ramach Dni Książki Historycznej, w księgarni Matras w Galerii Bałtyckiej w Gdańsku–Wrzeszczu, będę podpisywał cztery moje książki wydane przez Bellonę. Zapraszam!
Chachapoyas–Pusharo