Chachapoyas – Pusharo 2015. Dzień trzynasty – cd. Śladami Hirama Binghama. Torontoy – kamień o 44 narożnikach!
Pierwsze ruiny, do które widzimy po zwinięciu obozu w Qoriwayrachinie to Q’ente i Machu Q’ente po drugiej stronie rzeki. Q’ente to przede wszystkim rozległe tarasy uprawne, a zlokalizowane nieco wyżej Machu Q’ente – to też tarasy, ale również zabudowania mieszkalne. Potem, po około godzinnym marszu docieramy do Torontoy.
„W Torontoy – pisał Bingham – gdzie kończy się ciepła, uprawna dolina, znaleźliśmy inną grupę interesujących ruin, będących może kiedyś rezydencją inkaskiego szlachcica. Niektóre z budowli odznaczały się bardzo starannie obrobionymi kamieniami – efektem pracy cierpliwych rzemieślników”. W „Inca land” dodaje kilka szczegółów: „In a cave near by we secured some mummies. The ancient wrappings had been consumer by the natives in an effort to smoke out the vampire bats that live in a cave.” Wspomina też o bardzo porywistym nurcie Urubamby: „One of (…) Indian bearers, attempting to ford the rapids (…), was carried off his feet, swept away by strong current and drowned before help could reach him”.
Aż dziw bierze, że jego relacja jest tak skąpa. Bo nam, zalane słońcem Torontoy, wydaje się wielką rewelacją. Jak do tej pory, to najokazalsze i najpiękniejsze ruiny na naszej trasie. W jego zaułkach powolnym, nostalgicznym krokiem można by snuć się cały dzień. Jest tam podkowiasta świątynia ze pokaźnym stołem ofiarnym, bardzo podobna do tej w Machu Picchu, dużo dobrze zachowanych zabudowań mieszkalnych, a także wspaniały pałac, nie z „pirki” – słabo obrobionego kamienia, lecz z dobrze dopasowanych wypolerowanych kamiennych brył w stylu megalitycznym. W tylnej ścianie pałacu natrafiamy na ogromny głaz–matkę o 44 narożnikach, od którego budowę tego pałacu najprawdopodobniej zaczęto i który to kamień – być może – był początkiem całego zespołu inkaskich zabudowań w Torontoy. Ten głaz to naprawdę niezwykłe zjawisko. Jeśli szesnastonarożnikowy kamień z ulicy Wielkich Kamieni z Cuzco powszechnie uznawany jest za objawienie i cud sztuki kamieniarskiej, jako co należy określić ten czterdziestoczterokątny kamień? Czy jest to król pośród inkaskich głazów? Cesarz? Czarnoksiężnik? To egzemplarz, który niewątpliwie powinien trafić do podręczników i architektury, i kamieniarstwa. Tym większa znakomitość, że na zewnętrznej, tylnej ścianie pałacu można odnaleźć jego kontynuację, gdzie widać go niejako „ od podszewki”. I jakby tego było mało, we wnętrzu pałacu wyrasta z niego kamienna narośl, którą jakiś inkaski rzeźbiarz uformował w głowę pumy – tyle razy dotykaną i tak mocno zaklinaną, że teraz ledwo dostrzegalną.
To miejsce naprawdę urzekające. Jedyne w swoim rodzaju. Jedno z tych, które – gdy raz się je ujrzy – w pamięć zapada na całe życie.
CDN
Chachapoyas–Pusharo