Chachapoyas–Pusharo 2015. Dzień osiemnasty - cd. Kierunek Pusharo. Dwa, trzy, cztery piekła
Po około trzygodzinnej rwanej, poprzedzielanej niezliczonymi mieliznami żegludze, docieramy do wioski Teparo–Palotoa. A więc jesteśmy u celu! Braaawo! U celu na dziś. Jutro metę stanowić będzie oddalona od wioski o kilka godzin marszu skalna ściana z petroglifami w Pusharo.
Brzeg jest wysoki, a przystani – podobnie jak w Santa Cruz – tu także nie ma. Musimy ostro piąć się pod górę, targając cały nasz bagaż i ekwipunek. Za drzewami nie ma już bryzy znad rzeki i panuje niesamowity upał. Miejsce na nocleg Indianie wyznaczają nam w miejscowym „ayuntamiento”, czyli ratuszu: w sporej drewnianej chacie, w której znajduje się ich radiostacja, coś w rodzaju stołówki („el comedor”) i gdzie jest sporo pustej przestrzeni. To tu mamy rozbić nasze namioty.
Znam ten sposób obozowania. W czasie wyprawy do krainy Indian Q’ero w 2007 roku, jako miejsce na obozowisko regularnie wskazywano nam budynek miejscowej szkoły, gdzie w klasie (zwykle jedynej) rozbijaliśmy namioty. Tam miało to swoje zalety, bo w wysokich górach ściany szkoły osłaniały przed chłodem i porywistym wiatrem. Tu ma jednak poważną wadę: bo w „ratuszu” jest jeszcze goręcej niż na zewnątrz. A już tam było przecież gorąco jak w piekle. W środku są to już dwa, trzy, a może nawet cztery piekła.
Moja szara koszula na całej powierzchni zmienia kolor na ciemniejszy. Próbuję ochłodzić się wodą i przemywam twarz, kark, tors, ale niewiele to pomaga. Tymczasem w rozpalonym drewnianym wnętrzu należy rozbić namioty zanim zapadnie zmierzch. Potem trzeba jeszcze powbijać gwoździe w drewnianą podłogę, by w sąsiednim pomieszczeniu mógł o własnych siłach stanąć namiot Asi.
–To pewnie wtedy, w czasie rozbijania obozowiska w tym skwarze, straciłeś najwięcej potasu – nazajutrz powie mi profesor.
Przy kolacji, przy lampie naftowej, rozmawiamy z Percym o Paititi – tajemniczym, prehiszpańskim zaginionym mieście, przez wielu utożsamianym z legendarnym El Dorado. Słyszymy, że gdzieś tu, w pobliżu, może być ono ukryte. Percy jest zachwycony, gdy słyszy, że przed laty płynąłem rzeką Pini–Pini i że chciałem owo Paititi–El Dorado odnaleźć. A jak jest Percy, obok jest także Rosi. Włącza się do rozmowy. Pokazuje w swojej komórce wykonane przed dwoma tygodniami zdjęcie z okolic Boca Manu, na którym widać trzy nagie indiańskie postacie: to tzw. „no–contactados”. Tubylcy, którzy jeszcze nie mieli kontaktu z cywilizacją. Podobno dawali znaki, by do nich podejść, by się zbliżyć. Ale tego, pod żadnym pozorem, robić nie wolno. Dlaczego? Bo mogłoby to oznaczać dla nich śmierć. Każdy obcy, nawet najbardziej pospolity mikrob, może wywołać u nich nieuleczalną infekcję.
CDN
Chachapoyas–Pusharo