Chachapoyas–Pusharo 2015. Dzień dziewiętnasty – cd. Kierunek Pusharo. Twarz dziecka


Skalna ściana, przed którą stoimy, jest wypalona południowym słońcem i dopiero, jak dobrze się w nią wpatrzyć widać, że cała jest „pomarszczona” wyrytymi na niej znakami. Iksy, podłużne twarze, naczynia „kero”, kreski, fale, zygzaki, krzyże–„chacany”. Czego tam nie ma i jak dziwnie to wszystko jest poukładane! Poszczególne fragmenty petroglifu to wyłaniają się z tła, to znów giną, w miarę przesuwania się słońca i cienia. Gdy w 1921 roku jako pierwszy Europejczyk dotarł tu Vincente Centinagoya, tym co ujrzał był bardziej niż zdumiony. I od tamtego czasu trwają spekulacje: co ten petroglif właściwie przedstawia? Czym jest? Czy to mapa? Plan, na którym pokazane jest, gdzie znajduje się tajemnicze Eldorado? Czy też – wyobrażenie halucynacji, jakich indiańscy szamani doznawali po wypiciu wywaru z ayahuaski?

Ściana, niczym teatralna kurtyna, jest ogromna. Liczy 60 metrów długości i co najmniej 30 metrów wysokości. Jaką tajemnicę skrywa? Normalnie u jej podnóża płynie rzeka, lecz teraz jest koniec pory suchej, więc można do niej podejść i bez trudu ją dotknąć. Jest ciepła, wilgotna, chropowata, a jej faktura bardziej przywodzi na myśl skórę jakiegoś zwierzęcia niż pospolity kamień. Praca, jaką tu wykonywano przez długie lata, ją ożywiła i uczłowieczyła. I – co za niespodzianka – w kilku miejscach można rozpoznać charakterystyczny podłużny wizerunek twarzy.To ta sama twarz roześmianego dziecka, którą kilkanaście dni temu widzieliśmy na północy, w Kuelap, w Chachapoyas.



Jak to możliwe? I co to oznacza? – Dwa bardzo dobre pytania. Bo w ślad za nimi, nieuchronnie pojawia się pytanie trzecie: z jakiego czasu pochodzą petroglify, które mamy przed sobą?



Wiele z nich ewidentnie nawiązuje do motywów „topcapu” – systemu znaków, które były zaczątkiem inkaskiego pisma. Ale znaki z Pusharo są bardziej prymitywne, to zaś sugeruje, iż mogą być bardzo archaiczne, preinkaskie. Czy zatem twarz dziecka jest jakimś prastarym, uniwersalnym prekolumbijskim motywem? A może to nie twarz dziecka, lecz… stylizowane oblicze małpy? Jeszcze jedna poszlaka mogąca wskazywać na to, że prekolumbijska kultura pochodzi z odmętów selwy. Czy w miarę, jak dalej i dalej człowiek będzie wgryzał się w amazoński las, tym więcej będzie przybywać dowodów na poparcie tej tezy?



Żeby przebić się przez otaczającą mnie mgłę znużenia, wchodzę do strumienia płynącego pod ścianą i kładę się na kamieniach. Na moment, wraz z omywającą mnie zimną wodą, odpływa zmęczenia i powraca rzeczywistość. Wraz z nią pojawia się poczucie osiągnięcia celu („a jednak!”) i iskra radości. Że nam się udało, że dopięliśmy swego, że – jakby nie było – my, czyli: Joanna Kołodziejczak, Jan Lauer, Kazimierz Krajka i niżej podpisany, jesteśmy pierwszymi Polakami, którzy na własne oczy ujrzeli Pusharo! Że trafiliśmy do miejsca, w którym nie był nawet założyciel parku Manu, nasz słynny rodak, Jan Kalinowski.



CDN
Chachapoyas–Pusharo
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków