Kazik, Dosia i
Arkadiusz jadą do wąwozu
Colca, ja natomiast w jego rodzinnym mieście, idę... odwiedzić
MVLl - Mario Vargasa Llose. To oczywiście przenośnia; udaję się do założonego niedawno biblioteczno-dokumentacyjnego centrum poświęconego osobie i dzialalności pisarza, jakby nie było bohatera mojej opublikowanej w 2005 roku książki
„Skrzydła diabla, rogi anioła”.
Do tej pory z Vargasem Llosą spotykałem się cztery razy. Po raz pierwszy w 1983 roku, w czasie mojej pierwszej wizyty w
Peru, gdy brał on udział w pracach komisji mającej wyjaśnić okoliczności, w jakich doszło do masakry grupy dziennikarzy w ayakuczańskiej wiosce
Uchuraccay (co opisałem w tomie
„Pokażcie mi brzuch terrorystki”). Po raz drugi w 1989 roku, gdy Vargas Llosa ubiegał się w Peru o wybór na urząd prezydenta. Po raz trzeci, gdy w Londynie przeprowadziłem z nim serię rozmów, które złożyły się na książkę
„Skrzydła diabla, rogi anioła”. Po raz czwarty w Sztokholmie, na kilkadziesiąt godzin przed tym, jak
MVLl wręczono literacką Nagrodę Nobla.
Teraz - w
Arequipie - ma dojść do spotkania piatego; do spotkania z jego archiwum i dokumentami. Zasiadając w głębokim fotelu centrum biblioteczno-dokumentacyjnego, przez wiele godzin wertuję bogate zasoby tej placówki. Przede wszystkim urzekają mnie zgromadzone tu zdjęcia. Wiele z nich widzę po raz pierwszy.
Na jednym z nich odnajduję MVLl z jego kuzynką Patrycją. Na innym - kilkanaście lat późniejszym - widzę już dorosłego MVLl z tą samą Patrycją,
Dziś z
Puno jedziemy do
Arequipy - słynnego Białego Miasta z wulkanicznego kamienia „sillar”; do miasta jakże innego od wszystkich pozostałych miast Peru.
Arequipa to niewątpliwa kulturalna stolica tego kraju. Położona u stóp trzech wulkanów -
El Misti,
Chachani i
Pichu Pichu ma niepowtarzalna oprawę w postaci lśniących śniegiem górskich szczytów, szczególnie dobrze widocznych z centralnego placu, który jak większość tego rodzaju placów w Peru, nazywany został Placem Broni -
Plaza de Armas.
Z
Puno jedziemy szosą przecinającą Andy. Do niedawna była to droga bardzo wyboista, kręta i niebezpieczna, i dopiero od niedawna nie ustępuje ona biegnącej wzdłuż pacyficznego wybrzeża Trasie Panamerykańskiej. Na jej przykładzie najlepiej widać, jak dynamicznie rozwijającym się krajem jest w tej chwili Peru i że jego wzrost gospodarczy siegający 11 procent jest czymś jak najbardziej namacalnym.
Przjeżdżamy przez przełęcz
Cruzero Alto sięgająca 4600 m npm (to najwyższy punkt w czasie tegorocznej podróży), położony o blisko 300 metrów wyżej niż poprzednio przekraczane przełęcze -
La Malaga, czy
La Raya. Za nami pozostają jeziora
Saracocha i Lagunillas, po czym zza horyzontu wyłaniają się wulkaniczne masywy, w których cieniu leży
Arequipa. Swą „sillarową” bielą, mieniącą się w słynnych promieniach tutejszej „wiecznej wiosny” miasto z daleka olśniewa i przyciąga. A owo olśnienie trwa trwa także po zachodzie słońca, gdy światło dnia zastępują uliczne