Inti Raymi: Dzień, w którym Słońce schodzi na ziemię


Jest takie miasto, jest taki dzień, gdy na ulicach pojawia się Słońce i wzbudza wielki entuzjazm zgromadzonych tłumów. Tym miastem jest Cuzco – dawna stolica Tawantinsuyu, państwa Inków, dniem – 24. czerwca, moment zimowego przesilenia na półkuli południowej. To dzień Inti Raymi – lub gdyby trzymać się wszystkich rygorów języka keczua Intip Raymi – dzień Święta Słońca. Największa z czterech kardynalnych inkaskich „fiest”. Celebracja, do której niegdyś przygotowywano się wygaszając wszystkie paleniska i ostro poszcząc przez wiele dni; dziś natomiast tańcząc nieustannie przez przeszło trzy tygodnie.


W Cuzco w czerwcu jest tak roztańczone, jak chyba żadne inne miejsce na świecie. Poprzebierane taneczne korowody dzień w dzień wyruszają w miasto około dziesiątej rano. Tancerze zbierają się na historycznej ulicy Saphi i – ustawiwszy się w gwarze, śmiechu i nieodzownym zamęcie – po wystrzale z któregoś z zabytkowych pistoletów, wyruszają w stronę pobliskiego Plaza de Armas. Tam defilują przed przyozdobioną kolorami tęczy trybuną, zbierają aplauz i oklaski, i zaraz muszą ustąpić miejsca następnej grupie tancerzy napierających na nich od strony ulicy Saphi. Ci kolejni za około pół godziny dzielą los swych poprzedników i także muszą zasilić oblegający centralny plac tłum (który staje się przez to coraz bardziej kolorowy, coraz bardziej poprzebierany). I trwa to – niestrudzenie – do zachodu słońca, by następnego dnia, około dziesiątej,

Dorota Abramowicz o książkach Romana Warszewskiego w serii Historyczne Bitwy


Opowieść w siedmiu aktach (nieco rozciągniętych w czasie)
Wszystko się łączy. Ma swoją przyczynę, na pozór nieoczywistą, której skutki widać  po kilkuset latach. Powtarzają się strategie, zmieniają się tylko główni aktorzy i miejsca wydarzeń.




Sześć książek Romana Warszewskiego, wydanych w Serii Historyczne Bitwy: "Cholula 1519", "Cuzco 1536-1537", "Vilcabamba 1572", "Kuba 1958-1959", "Kongo 1965", "Boliwia 1966-1967" oraz czekająca jeszcze na opublikowanie - choć powinna była ukazać się jako pierwsza - "Grenada 1492", to tak naprawdę jedna, pełna zwrotów akcji, konsekwentna opowieść. Znany pisarz, podróżnik i dziennikarz, umiejętnie łącząc styl powieści historycznej i reportażu z elementami literatury sensacyjnej, mówi nam o dziejach Ameryki Łacińskiej w wybranych epizodach najpierw z końca XV i XVI wieku, a potem z wieku XX. Celowo odstępuje od praw rządzących Serią Historyczne Bitwy poprzez powieściowe zawiązanie wątków. Podglądając i podsłuchując bohaterów, zabiera nas do sewilskiej tawerny, gabinetu Fidela Castro i boliwijskiej dżungli. A przede wszystkim szczegółowo analizuje strukturę zła, które zrodziło się z ludzkiej pychy, chciwości, żądzy władzy oraz pogardy wobec obcych. Warto pójść za nim tą drogą...

Przepis na zwycięstwo i patent na klęskę
Jakim cudem 530-osobowej grupie Hiszpanów udało się podbić potężne państwo Mexików,

"Grenada 1492". Tak będzie wyglądać


Koniec dywagacji, co mogłoby być i dlaczego. Właśnie dostałem ostateczną wersję okładki "Grenady 1492" - mojej kolejnej książki w serii Historyczne Bitwy, która już niebawem ma opublikować Bellona. Tak będzie wyglądać. Klamka zapadła. Teraz w wydawnictwie prace trwają nad ilustracjami i mapkami. Finał coraz bliżej.

"Grenada 1492" krok bliżej


Po "Choluli 1519", która wyszła na początku lutego, Bellona szykuje wydanie kolejnej mojej książki z serii Historyczne Bitwy, "Grenadę 1492". Do ukazania się książki musi być już rzeczywiście blisko, bo oto do skonsultowania otrzymałem ilustrację, która ma być wykorzystana na okładce.

Mam nadzieję, że całość nie wypadnie za ciemno. Żałuje też trochę, że górna część ilustracji z Alhambrą nie jest bardziej rozbudowana, bo ilustracyjnie to bardzo wdzięczny motyw. I jeszcze jedno: choć okładkowa scena może kojarzyć się ze spotkaniem Boabdila z Ferdynandem i Izabelą w momencie przekazywania im kluczy do Grenady, nie może to być ta sytuacja, bo miała ona miejsce około trzynastej, blisko południa, tymczasem tu, na okładce, zdecydowanie się zmierzcha.

Ilustrację nałożyłem na zarys makiety całej okładki. I mam pewne wątpliwości, czy Wydawcy na pewno chodziło o taki właśnie efekt? Dlaczego, po opisach konkwisty, tym razem wziąłem się za Grenadę z roku 1492?
Bo kampania przeciwko Maurom była przedtaktem do konkwisty. To w czasie wojny o Grenadę wypracowano strategię, która potem z powodzeniem stosowano w Nowym Świecie. Także wielu uczestników oblężenia Grenady, trafiło na pokłady flotylli Kolumba, który swe porozumienie z katolickimi władcami dotyczące wyprawy do Indii, w 1492 roku podpisał właśnie pod murami Grenady.

Na razie miłego oglądania ilustracji na okładkę, a w przyszłości - satysfakcjonującej lektury!

Artystyczna glossa do książki "Vilcabamba 1572"


Jeszcze słowo w związku z wystawą "Sztuka Wicekrólestwa Peru", którą aktualnie (do 20. maja) można odwiedzić w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Jednym z najciekawszych eksponatów, które można tam zobaczyć, jest miedzioryt przedstawiający Indianina klęczącego przed postacią siedzącą na kunsztownym fotelu. Indianinem tym jest Tupac Amaru II, a scena przedstawia jego spowiedź w dniu 23 września 1572 roku, na kilka chwil przed jego egzekucją, która ma się odbyć na głównym placu w Cuzco.


Tupac Amaru II był najmłodszym synem zbuntowanego inki Manco II. Był czwartym (po Manco II, Sayri Tupacu i Titu Cusim) władcą i gospodarzem Vilcabamby - ostatniej inkaskiej stolicy, wzniesionej przez Inków w czasie konkwisty na terenach selwy, po drugiej stronie Andów, między rzekami Apurimac a Urubamba. To stamtąd, po opuszczeniu Cuzco, przez 35 lat Inkowie nękali Hiszpanów coraz śmielej poczynającym sobie po drugiej stronie gór. Aż w czerwcu 1572 roku, po tym jak wicekrólem Peru został Francisco Toledo, do niezależnej inkaskiej enklawy udała się ekspedycja karna, która ostatecznie położyła kres wątłej niezależnej państwowości Inków.

24 czerwca 1572 roku Hiszpanie - walcząc poprzednio u stóp fortecy Huayna Pucara - dotarli do Vilcabamby i odnaleźli opuszczone, dymiące miasto. Inkowie zbiegli z niego w popłochu. Tak też uczynił Tupac Amaru II, ale po kilkudniowym pościgu został pochwycony i doprowadzony przed oblicze sprawiedliwości do Cuzco. Za bunt przeciwko Hiszpanii skazany

Malarska glossa do "Cuzco 1536-1537"


W Muzeum Narodowym w Warszawie, na czasowej, trwającej do 20. maja wystawie pt. "Sztuka Wicekrólestwa Peru", w niepowtarzalny sposób można zapoznać się ze specyfiką malarstwa kolonialnego tego kraju. Prezentowane tam dzieła, pochodzące z limskiej, istniejącej od roku 1966 prywatnej kolekcji rodziny Barbosa-Stern, są prawdziwym rarytasem - i to zarówno jeśli chodzi o ich treść, jak i o artystyczną jakość.


Większość obrazów pochodzi z XVIII wieku, pokazują więc one peruwiański styl kolonialny w pełni rozkwitu. Na płótnach (deskach, płytach) łatwo można dostrzec cechy charakterystyczne dla sztuki malarskiej z okresu wicekrólestwa. Jej bliskość, a jednocześnie egzotykę; oba te aspekty są wymieszane w mniej więcej równych proporcjach, co powoduje pewien niepokój u widza. Niepokój, który przyciąga.

Na artystyczne kanony przywiezione do Ameryki Południowej ze Starego Świata w niepowtarzalny sposób nałożyła się kultura miejscowa, co doprowadziło do powstania wielce intrygującej artystycznej hybrydy.. Z jednej strony na obrazach pojawili się miejscowi święci, jak święta Róża z Limy, czy czarnoskóry San Martin de Porres (notabene kochanek św. Róży); z drugiej - Chrystus stał się patronem strzegącym przed typowo południowoamerykańskimi niebezpieczeństwami - trzęsieniami ziemi (Nuestro Senor de los Temblores). Święci i Dzieciątko zyskują indiańskie rysy i takiż kolor skóry, a ich postacie ukazywane są pośród zaskakujących didaskaliów: egzotycznej

Zapowiedź: „Grenada 1492”


W najnowszym kwartalniku literackim „Migotania” ukazał się fragment mojej następnej książki „Grenada 1492”, która jeszcze w tym roku ma ukazać się w wydawnictwie Bellona. Będzie to najpewniej moja ostatnia książka w serii Historyczne Bitwy, choć przymierzałem się jeszcze do pisania o Tunisie z roku 1536, czy o kolumbijskiej pięćdziesięcioletniej wojnie o kokainie. Ale – jak się wydaje – już pewnie nic z tego nie będzie; o przyczynach pisałem już poprzednio. Poza tym zamierzam nieco zmienić kurs tego, co piszę. Będą niespodzianki.

Tymczasem Bellona poprosiła mnie o notkę na temat „Grenady 1492” do wydawniczych zapowiedzi. Oto co zaproponowałem:

„Rok 1492 był jednym z najbardziej niezwykłych momentów w dziejach Europy, ba... świata. A w Grenadzie, w Andaluzji, był jeszcze bardziej niesamowity niż gdzie indziej. Rok wspaniały, rok okrutny. Bo oto kończy się trwająca blisko osiem stuleci rekonkwista i Grenada wraz z osławioną Alhambrą - ostatnia ostoja Maurów na półwyspie Iberyjskim, po dziesięcioletniej wojnie i wielotygodniowym oblężeniu, trafia w ręce chrześcijańskich wojsk dowodzonych przez Izabelę i Ferdynanda. Jednocześnie, pod murami wyzwolonego z mauretańskich rąk miasta, przez Katolickich Monarchów zostaje podpisane porozumienie z Krzysztofem Kolumbem, dotyczące jego pierwszej podróży do Indii. Rekonkwista niepostrzeżenie przeistacza się w konkwistę, tak jak wdech przechodzi w wydech. Ale tak naprawdę Europa oddech wstrzymuje. W Kastylii i w Leonie

najnowsze < > najstarsze
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków