Zapowiedź: „Grenada 1492”


W najnowszym kwartalniku literackim „Migotania” ukazał się fragment mojej następnej książki „Grenada 1492”, która jeszcze w tym roku ma ukazać się w wydawnictwie Bellona. Będzie to najpewniej moja ostatnia książka w serii Historyczne Bitwy, choć przymierzałem się jeszcze do pisania o Tunisie z roku 1536, czy o kolumbijskiej pięćdziesięcioletniej wojnie o kokainie. Ale – jak się wydaje – już pewnie nic z tego nie będzie; o przyczynach pisałem już poprzednio. Poza tym zamierzam nieco zmienić kurs tego, co piszę. Będą niespodzianki.

Tymczasem Bellona poprosiła mnie o notkę na temat „Grenady 1492” do wydawniczych zapowiedzi. Oto co zaproponowałem:

„Rok 1492 był jednym z najbardziej niezwykłych momentów w dziejach Europy, ba... świata. A w Grenadzie, w Andaluzji, był jeszcze bardziej niesamowity niż gdzie indziej. Rok wspaniały, rok okrutny. Bo oto kończy się trwająca blisko osiem stuleci rekonkwista i Grenada wraz z osławioną Alhambrą - ostatnia ostoja Maurów na półwyspie Iberyjskim, po dziesięcioletniej wojnie i wielotygodniowym oblężeniu, trafia w ręce chrześcijańskich wojsk dowodzonych przez Izabelę i Ferdynanda. Jednocześnie, pod murami wyzwolonego z mauretańskich rąk miasta, przez Katolickich Monarchów zostaje podpisane porozumienie z Krzysztofem Kolumbem, dotyczące jego pierwszej podróży do Indii. Rekonkwista niepostrzeżenie przeistacza się w konkwistę, tak jak wdech przechodzi w wydech. Ale tak naprawdę Europa oddech wstrzymuje. W Kastylii i w Leonie

Trudne światło, czyli dezintegracja negatywna


Dla wydawnictwo Znak napisałem recenzję mini-powieści kolumbijskiego pisarza Tomasa Gonzalesa. Oto ona. Gonzales (rocznik m1950) to jedno z najznakomitszych piór współczesnej Kolumbii, natomiast „Trudne światło” to pierwsza powieść, która ukazuje się w Polsce.

Są zdarzenia, po których nic nie jest już takie samo, jak przedtem – o tym właśnie jest ta książka. Bo oto dzieje się coś, co całkowicie burzy mikrokosmos czyjegoś życia. Co prawda najpierw jest nadzieja, że rozdartą rzeczywistość uda się jakoś scalić, ale szybko okazuje się, że nic z tego. Stało się zbyt dużo, zdarzyło się coś nazbyt dotkliwego. Scalenia, choćby nie wiadomo jak się starać, już nie będzie. Będzie już tylko rozpad. Powolny, ale tym bardziej dotkliwy, bo tym dokładniej ukazujący jego (rozpadu) trzewia.

Jacobo, jeden z trzech synów w rodzinie kolumbijskiego malarza mieszkającego w Nowym Jorku, ulega wypadkowi. Jest on na tyle poważny, że chłopak zostaje kaleką. Bóle, jakie go odtąd nawiedzają, są tak dotkliwe, iż Jacobo decyduje się na eutanazję. Swych cierpień nie jest już bowiem dłużej znieść. Rodzina – będąca świadkiem jego beznadziejnej walki – to akceptuje.

Chory syn w towarzystwie swego brata Pabla via Chicago leci do ośrodka w Portland, w który na własne życzenie ma rozstać się z życiem (cierpieniem). Rodzice – malarz i jego żona Sara – czekają pod telefonem na wiadomość, iż letalny zastrzyk o z góry zaplanowanej godzinie został wykonany. Szanują

W "Kontynentach" o Pusharo


W najnowszym kwartalniku "Kontynenty" (bez wątpienia najlepszym podróżniczym czasopiśmie w Polsce) znajdziecie mój obszerny artykuł o wyprawie do Pusharo – największego petroglifu w peruwiańskiej Amazonii.
W artykule pt "Pusharo. Wyprawa do ściany" piszę, czym jest ów gigantyczny petroglif (że być może zawiera on informację, gdzie znajduje się legendarne Eldorado) i jak można do niego dotrzeć (o tym decyduje to, czy w prowadzących do niego rzekach jest wystarczająca ilość wody).
Była to naprawdę niezwykła wyprawa, pozwalająca obcować nie tylko z najbardziej archaiczną historią Ameryki prekolumbijskiej, ale także z niepowtarzalną, dziewiczą przyrodą. Smaku temu przedsięwzięciu dodawał fakt, że w Pusharo byliśmy pierwszymi Polakami. Nawet założyciel parku biosfery Manu, na którego terenie petroglif się znajduje - Jan Kalinowski (nasz rodak przez dziesięciolecia mieszkający w Peru) nigdy tam nie dotarł. Ja natomiast docierając do tej kamiennej ściany, stanąłem niejako pod ścianą. Otarłem się o śmierć. Szczegóły w artykule.

„Cholula 1519”. Rozmowa Iwony Borawskiej i Romana Warszewskiego z Radia Gdańsk z dnia 2. marca 2018



Iwona Borawska: – Dobry Wieczór – „ Cholula 1519”, autor Roman Warszewski, o tej książce będziemy dziś rozmawiać, oczywiście z autorem. Witam serdecznie…

Roman Warszewski - Witam Państwa.

IB: – Roman Warszewski w studio. Cholula 1519 to data bitwy, która się właśnie w Choluli odbyła. Zwycięzcy na placu zliczyli około 4 tysięcy ciał, choć niektórzy potem twierdzili, żeby było ich aż 6 tysięcy. Bitwa nazywana rzezią.

RW: – Tak. Książku ukazała się w serii Historyczne Bitwy. To już moja szósta książka w tej serii Belony. W zanadrzu jest jeszcze jedna, „Grenada 1491”. Krótko przypomnę, że najpierw pisałem o Vilcabamie, „Vilcabamba 1572”, potem „ Cuzco 1536 – 1537”, „ Boliwia 1966 – 1967”, „Kongo 1965” i właśnie „Kuba 1958 – 1959”.

IB: – Powiedział Pan właśnie, bo ta historia też właściwie na Kubie się zaczyna. Diego Velazquez skolonizował Kubę w 1511, a potem kiedy się już przekonał, że złota tam raczej mało się wypłukuje z tego piasku zaczął organizować wyprawy na zachód, w stronę lądu i właśnie efektem trzeciej z tych wypraw była bitwa o Cholulę, a właściwie bitwa w Choluli, chyba tak trzeba powiedzieć.

RW: – W stóp Wielkiej Piramidy, bo Cholula słynęła w czasach konkwisty, zresztą słynie do dzisiaj z tego, że znajdowała się tam największa piramida w całej Ameryce Środkowej, poświęcona bóstwu Quetzalcoatlowi, Upierzonemu Wężowi. Była to ogromna piramida.

Michał Piotrowski o „Choluli 1519”: Najpierw odebrać nadzieję, potem złoto!


W 1989 roku miałem 13 lat i jak gąbka pochłaniałem wszelkie dostępne książki przygodowe. Wraz z bohaterami tych powieści odkrywałem nieznane lądy, wygrywałem bitwy. Czasem wśród dostępnych lektur pojawiał się prawdziwy rarytas – komiks. Tak właśnie w ręce wpadł mi „Hernan Cortez i podbój Meksyku”.

Choć od lektury tamtego komiksu minęło prawie 30 lat, to wciąż pamiętam przedstawianą tam egzotykę. Wciąż wspominam jak dziwne wydawało mi się, że garstka śmiałków była w stanie przeciwstawić się i podporządkować sobie tysiące Indian. Wjechać w serce ich kraju, podbić ich stolicę, ograbić ze skarbów i wszystkiego co cenne – również duchowo. Temat ten wielokrotnie dyskutowałem z Romanem Warszewskim – dziennikarzem, podróżnikiem i prawdziwym znawcą Ameryki Południowej, który w licznych książkach opisywał dzieje Majów, Inków i innych tamtejszych plemion. A także losy konkwistadorów, którzy wyszarpywali z nowoodkrytego lądu wszystko, co tylko dało się wyszarpać. Za każdym razem, gdy poruszaliśmy ten temat Roman zwracał mi uwagę na jedno: biali byli nieliczni, ale dysponowali świetnymi atutami: broń palna, konie (w oczach Indian – potwory!), stalowe pancerze. A także zuchwałość, czy wręcz bezczelność, z jaką łamali umowy, zasady dyplomacji i prawa święte dla tubylców.

Pierwsze lata w których Europejczycy odkrywali nowy, nieznany kontynent na zachodzie przypominają trochę historie Guliwera, czy przygody barona Münchhausena – każda zatoka, każdy skrawek lądu

Zapraszam do Gryfina na festiwal podróżników "Włóczykij"



W sobotę, 3. marca, w Gryfinie (pod Szczecinem), w ramach dorocznego festiwalu podróżników "Włóczykij", w tamtejszym Miejskim Domu Kultury przy ulicy Szczecińskiej 15, o godz. 17.00 opowiadać będę o zabytkach z północnoperuwiańskiej prowincji Chachapoyas i o największym petroglifie w peruwiańskiej Amazonii, Pusharo, do którego wraz grupą Przyjaciół - jako pierwsi Polacy - dotarliśmy przed dwoma laty. Serdecznie zapraszam!

najnowsze < > najstarsze
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków