Historię odkryć trzeba napisać na nowo


z Enrique Polim, najsłynniejszym południowoamerykańskim rabusiem starożytności, rozmawia Roman Warszewski

Dziś obiecany przed kilku dniami wywiad z Enrique Polim, którego ludzie jako pierwsi odkryli słynne i bogate w złoto grobowce w Sipan. Poznajemy rewers historii, o której w niedawno prezentowanym tu filmie o królewskich grobowcach z Sipan, opowiadał „oficjalny” odkrywca - dr Walter Alva.

Prywatne muzeum Enrique Poli przy ulicy Lord Cochrane 466 w Limie-Miraflores może zwiedzać każdy, kto umówi się z właścicielem telefonicznie i opłaci wstęp w wysokości 30 dolarów. Są tam najciekawsze na świecie zbiory południowoamerykańskiej sztuki tubylczej znajdujące się w rękach prywatnych. Ich pochodzący z Włoch kustosz, tworzył i opracowywał je przez kilkadziesiąt lat. To, w jaki sposób wszedł w posiadanie tych skarbów, jest w Peru tajemnicą poliszynela...

– Nie kryje Pan bynajmniej, że jest Pan „Królem Huaqueros” – najsłynniejszym i najbardziej skutecznym złodziejem prekolumbijskich grobów na terenie całych Andów...
– Gdybym krył, co by to dało? I tak wszyscy wiedzą, kim jest Enrique Poli! Szczerze mówiąc, nie czuję się wcale złodziejem, lecz raczej odkrywcą. Wszak to, co uda mi się zdobyć, trafia do muzeum – MOJEGO MUZEUM! A czy widział Pan gdzieś w Ameryce Południowej bardziej interesujące muzeum od tego? (Tu robi szeroki gest, pokazując gabloty i eksponaty, które nas otaczają.) Widział Pan? Proszę powiedzieć!


Rozmowa z Enrique Polim w jego domu

Gene Savoy - prawdziwy poszukiwacz Zaginionej Arki


Z Gene Savoyem – najsłynniejszym poszukiwaczem zaginionych miast i odkrywcą ostatniej stolicy Inków Vilcabamby, rozmawia Roman Warszewski

(Niniejszy wywiad przeprowadziłem w 2002 roku. Ukazał się on w styczniu 2003 roku w miesięczniku „Nieznany Świat”. Był to jeden z ostatnich wywiadów, jaki Savoy udzielił przed śmiercią, a jedyny, jaki ukazał się w Polsce.)

Gene Savoy to postać legendarna. Mógłby stanowić pierwowzór filmowego Indiany Jonesa. Poszukiwacz i odkrywca, jakich już dziś praktycznie nie ma. Jak napisano w posłowiu do jego książki, jedynej do tej pory wydanej w Polsce, a noszącej tytuł „Antisuyu” – jest człowiekiem, którego młodzieńcza pasja odkrywania przeszłości popchnęła ku poszukiwaniu przygód. Mimo że brak mu specjalistycznego wykształcenia, a sam siebie określa mianem poszukiwacza, jego zasługi dla archeologii Andów są bezsporne. Patrząc z perspektywy lat można stwierdzić, iż jest on ostatnim reprezentantem epoki badaczy wędrujących po Andach w poszukiwaniu nieznanych ruin. Duchem bliższy Hiramowi Binghamowi, który 50 lat wcześniej odkrył Machu Picchu, niż współczesnym archeologom działającym w wieloosobowych, dobrze zorganizowanych i wyposażonych ekspedycjach.


Gene Savoy w 2002 roku

Która z Pańskich ekspedycji do Ameryki Południowej była najważniejsza?

- Niewątpliwie wyprawa na północny zachód od Cuzco, którą prowadziłem w latach 1964– 65. W jej rezultacie doszło do odkrycia Vilcabamby

Inkowie zbudowali Rzym Nowego Świata




Z Romanem Warszewskim, pisarzem, redaktorem naczelnym miesięcznika "Żyj długo" i podróżnikiem, rozmawia Dorota Abramowicz

Chcę wybrać się do Peru. Co powinnam najpierw zrobić?

Zastanowić się, czy tego chcesz naprawdę. I czy jesteś w odpowiedniej kondycji, by zdecydować się na taką wyprawę.

Do czego jest mi potrzebna ta kondycja?
Większość obszaru Peru to góry, wznoszące się 3-4 tysiące metrów nad poziomem morza. Jeśli źle się czujesz na takich wysokościach, masz kłopoty z sercem, to raczej powinnaś zrezygnować. Trzeba również pamiętać, że to bardzo duży kraj, o obszarze cztery razy większym, niż Polska i liczący mniej, niż Polska mieszkańców. Sieć dróg i połączeń kolejowych pozostawia wiele do życzenia, a i klimat może być męczący. Na pewno nie można liczyć na podróż w komforcie. Trzeba także zachować ostrożność, bo turysta może znaleźć się w trudnej sytuacji. Zdarzają się tragiczne wypadki, ostatnio doszły do nas wieści o porwaniu grupy Europejczyków. Chociaż - przyznam - nigdy osobiście nie spotkałem się z tak ekstremalnym zdarzeniem.

Coś mi się wydaje, że odstraszasz ludzi, którzy chcą poznać ojczyznę dawnych Inków...
Nie odstraszam, tylko tłumaczę, jak tam naprawdę jest. Kiedyś prowadziłem grupę polskich turystów, którzy mieli pretensję, że w Peru jest tyle gór...

To co, map nie oglądali, przewodników nie czytali?
Powiedzmy, że wyobrażali sobie, iż będzie inaczej.

Może wreszcie powiesz coś,

Na marginesie książki „Vilcabamba 1572”


Jak upadło imperium Inków?

Vilcabamba to inkaskie miasto w położone w dolinie o tej samej nazwie. Zanim zarosła je dżungla było ostatnią stolicą państwa Inków, a w zasadzie tego skrawka, który najdłużej opierał się atakom hiszpańskich konkwistadorów.
O powstaniu, rozkwicie i upadku Królestwa Vilcabamby z autorem książki „Vilcabamba 1572” dziennikarzem i podróżnikiem Romanem Warszewskim rozmawia Michał Piotrowski.

Dotychczas dałeś się poznać czytelnikom jako autor znakomitych książek reportażowych. Tym razem stworzyłeś jednak książkę stricte historyczną. Co cię skłoniło do takiej zmiany optyki?


Geneza książki „Vilcabmba 1572” jest następująca. Przygotowując się do dwóch wypraw do rejonu Vilcabamby w 2008 i 2009 roku starałem się przeczytać wszystko, co na temat tej ostatniej stolicy Inków zostało napisane. Interesowały mnie zarówno źródła historyczne, jak i te dotyczące poszukiwań tego zaginionego miasta. Irytujące było to, iż są to publikacje bardzo rozproszone, że – jak do tej pory – brakowało monografii dotyczącej losów tego ostatniego bastionu Inków. Postanowiłem więc tego rodzaju monografię napisać. I tak powstała „Vilcabamba 1572”. Ostatecznym asumptem do jej napisania tej książki była moja znajomość z Gene Savoyem – człowiekiem, który w 1964 roku odkrył Vilcabambę, z którym kilka lat temu – krótko przed jego śmiercią - przeprowadziłem obszerny wywiad, opublikowany przez miesięcznik „Nieznany Świat”.

W "Vilcabambie 1572"

Machu Picchu to symbol kultury Inków


"W Machu Picchu całość góruje nad każdą pojedynczą jej częścią składową. I właśnie to czyni obiekt ten tak niepowtarzalnym" - mówi w rozmowie z PAP Life Roman Warszewski, pisarz, podróżnik, współautor albumu "Machu Picchu. Sto lat po godzinie zero".

PAP Life: - 24 lipca obchodzimy 100 lat od dnia odkrycia Machu Picchu. Co się wtedy wydarzyło?

Roman Warszewski: - Doszło do jednej z największych sensacji archeologicznych XX wieku. 24 lipca 1911 roku Amerykanin Hiram Bingham poprowadzony przez indiańskiego przewodnika wspiął się na zbocze wąwozu rzeki Urubamby i na skalnym grzbiecie między szczytami Machu Picchu i Huayna Picchu natknął się na zarośnięte dżunglą inkaskie ruiny. Indianie o ich istnieniu wiedzieli od dawna, ale dla białych stanowiły one niespodziankę. Ruiny okazały się bardzo rozległe, stosunkowo dobrze zachowane i były świetnie wkomponowane w otoczenie. Wkrótce okrzyknięte zostały najważniejszym inkaskim zabytkiem w Andach - w moim przekonaniu jak najbardziej słusznie.

PAP Life: - Czy jest powód do świętowania? Setną rocznicę odkrycia Machu Picchu zdaje się obchodzić nie tylko Peru, ale cała Ameryka Południowa...

R.W. - Powód jest. Machu Picchu w ciągu minionych 100 lat stało się rozpoznawalnym na całym świecie symbolem kultury Inków i jednym z nowokreowanych cudów świata. Stało się też ważnym elementem tożsamości kontynentu; takim, który przypomina o prekolumbijskich korzeniach tego regionu.

PAP Life: - Jak dziś Hiram Bingham, człowiek, który

Długo musiałem tłumaczyć, że nie mam zamiaru pić krwi


Z Romanem Warszewskim, dziennikarzem, redaktorem naczelnym miesięcznika „Żyj Długo”, podróżnikiem i autorem kilkunastu książek poświęconych Peru, rozmawia Dorota Abramowicz

Z jednej strony Mario Vargas Llosa, noblista, obywatel świata, z drugiej - żyjący jak przed tysiącem lat Indianin, wierzący, że biały człowiek wysysa krew. Jeden i drugi jest Peruwiańczykiem. Co to za kraj, w którym żyją tak różniący się od siebie ludzie?
Kraj dziwny i fascynujący, który ma wszystko - niesamowitą przyrodę, wspaniałą kulturę i fascynującą historię. Można go poznawać bez końca. Byłem tam już dwadzieścia razy i pewnie pojadę jeszcze niejeden raz. Często powtarzam, że nie ma jednego Peru. Są trzy autonomiczne regiony: ucywilizowane wybrzeże, ze stolicą Limą, uniwersytetami, placówkami naukowymi, góry, gdzie zachowało się wiele zabytków inkaskich i dżungla,
czyli selwa - wielki las. Nie ma tam dróg, a jedynym szlakiem komunikacyjnym bywa rzeka.
W dżungli żyją plemiona, które nierzadko nigdy nie spotkały białego człowieka i nie wyszły z epoki kamienia łupanego.

Twoja żona, Luz, przed przyjazdem do Polski, pracowała w Limie, w ministerstwie finansów. Czy chociaż raz odwiedziła selwę, czy poznała swoich rodaków z wschodniej części kraju?
Nigdy tam nie była, zresztą jak znakomita większość mieszkańców wybrzeża - Kreoli, czyli ludności pochodzenia hiszpańskiego, Metysów, a ostatnio także coraz częściej osiedlających się w Peru Chińczyków i Japończyków. Nie ma wśród nich zbyt wielu Indian. Wybrzeże od dżungli

Warszewski: Nie wszyscy Indianie są dobrzy


U nas funkcjonuje legenda o dobrych Indianach, oczywiście Indianie są dobrzy, ale nie wszyscy, a zamordowani podróżnicy nie zdawali sobie chyba sprawy z niebezpieczeństwa, które im zagrażało - twierdzi Roman Warszewski, podróżnik i pisarz.
PAP: - Małżeństwo polskich kajakarzy Celina Mróz i Jarosław Frąckiewicz zostało zamordowane w Peru przez Indianin. Jest pan zaskoczony?


Roman Warszewski: - W ogóle. Niedawno jeden z najbogatszych ludzi w Polsce namawiał mnie, żebym pojechał ich szukać. Gdy odpowiedziałem, że szanse na odszukanie ich żywych są bliskie zeru, odstąpiono od tego projektu.

Płynęli rzeką Ukajali, dopływem Amazonki. Dlaczego odnalezienie ich żywych uznał pan za niewykonalne? Teren jest za rozległy, czy relacje między miejscowymi, a białymi zbyt napięte?

- W ten region nie należy zapuszczać się w pojedynkę. Szczególnie odcinek od Atalaya do Bolognese należy do najmniej przyjaznych obszarów dla białych w Peru. Żyjący tam Indianie nie lubią białych. Było tam wiele przypadków, że biali byli zabijani, a wyprawy, ruszające od rzeki w głąb lądu, zawracane.

Dlaczego?

- Ta niechęć wynika z zaszłości historycznych, które biorą swój początek już w czasach kolonizacji. Tam mieszkają takie plemiona jak: Machiguengowie, Ashaninkowie, Pirowie i szczególnie niebezpieczni Pokapakori. Indianie stamtąd uważają, że to oni strzegą miejscowych tajemnic i biali nie powinni wchodzić na ich terytorium.

- Ponadto Indianie na tym terenie mają coś na wzór autonomii. Twierdzą, że to są ich terytoria, których nie
najnowsze < > najstarsze
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków