Już wkrótce “Sztuka rozniecania ognia” po angielsku


W najbliższych dniach, nakładem wydawnictwa Telkom Media ukaże się angielojęzyczne wydanie książki Romana Warszewskiego “Sztuka rozniecania ognia”. Będzie ono dystrybuowane przez Amazon.com. Książka, w wersji angielskiej, nosi tytuł “Art of Kindling Fire”. Poniżej – poprzedzająca ją przedmowa.

Art of Surprising the Reader
Roman Warszewski is a writer with an intriguing biography. Yet it is a biography that intrigues in an altogether different fashion than it is the case in the most famous examples of writers' biographies. Because the stages of his life are not marked off by the stations of the suffering of drunk-pounds and all-encompassing hangovers.

No, it's a different story, a different way of life. Roman Warszewski was born in Elbląg in 1959. And he was born with a certain interesting trait. By that I mean a skill of surprising others. The first time he managed to surprise everyone was when he was still a high school student. It happened in mid 1970s when Warszewski deciphered the Rongorongo script from the Easter Island. Specialists from many countries were helpless before the phenomenon of Rongorongo, and a young man from Elbląg (a provincial town, after all) deciphered the mysterious script.

That was Warszewski's first time to surprise everyone. After that it became almost mechanical.

At the beginning of the 1980s he completed his studies at the Department of Foreign Trade at the University of Gdańsk. He decided to make a quick trip to Germany. But the trip that he intended to be short became much longer as – it

„MACHU PICCHU. 100 YEARS AFTER BINGHAM”


Album o Machu Picchu autorstwa Warszewskiego i Paula dostępny teraz po angielsku



Album „Machu Picchu. Sto lat po godzinie zero”, który w Polsce w 2010 roku ukazał się nakładem wydawnictwa Fitoherb, jako e-book pt. „MACHU PICCHU. 100 YEARS AFTER BINGHAM”, dostępny jest od teraz także w angielskiej wersji językowej. Wydawcą jest oficyna Telkom Media. Książka znalazła się m. in. w ofercie portalu Amazon.com.

Roman Warszewski o książce Wojciecha Jagielskiego “Wypalanie traw”


Wypalanie białych plam

“Miałem kiedyś przyjaciółkę w Ventersdorpie, niewielkim [...] miasteczku na stepie Transwalu. Była dziennikarką w miejscowej gazety. Kiedy zadzwoniłem do niej, by powiedzieć, że zamierzam napisać o miasteczku i Eugénie Terre’Blanche’u, człowieku, który nim rządził, odłożyła słuchawkę i więcej nie odbierała moich telefonów”.


W taki oto tajemniczy sposób Wojciech Jagielski rozpoczyna swoją opowieść o Ventersdorpie – o niewielkiej burskiej miejscowości; o Republice Południowej Afryki; o Afryce jako wielkim kontynencie; wreszcie – o współczesnym, bardzo dziwnym i bardzo podzielonym świecie. Wypalanie traw trzeba bowiem odczytywać na tylu planach i na tylu różnych płaszczyznach. To książka, która opowiadając o przysłowiowej kropli wody (Ventersdorpie), pokazuje nam cały odbijający się w niej świat. To książka uniwersalna, swym spokojnym, falującym językiem przywodząca na myśl biblijną przypowieść, która – cały czas pozostając reportażem – nie może nie kojarzyć się z wiekopomnym dziełem Johna Steinbecka – Gronami gniewu.
“Miałem kiedyś przyjaciółkę w Ventersdorpie...” – te początkowe słowa są kalką (na pewno zamierzoną) początku innej książki o Afryce – Pożegnania z Afryką Karen Blixen. “Miałam kiedyś farmę w Afryce” – tak swoje wspomnienia o utraconej Kenii i raz na zawsze utraconych Masajach rozpoczyna słynna, nieżyjąca już Dunka. Książka Jagielskiego z tamtym nurtem opisywania Afryki –

„Noc człowieka” – film F. Buchera o Marcahuasi i nie tylko




Ten nieco zaskakujący tytuł nosi dokumentalny obraz, który przez kilkanaście miesięcy na kilku kontynentach z podziwu godną wytrwałością realizował kolumbijski filmowie Francois Bucher. Wspominałem o nim kiedyś przy okazji, gdy razem ze swą asystentką – Alicją Nowaczyk odwiedził mnie w domu, w Gdyni, by nagrać ze mną „setkę” właśnie do tego filmu. Obiecywałem wtedy, że do tematu wrócę, gdy dokument ten będzie już gotowy. A że właśnie to nastąpiło, wracam.

„Noc człowieka” to wielce interesujący dokument – daje wiele do myślenia. Opowiada o grupie ludzi, która na przedprożu 2012 roku próbuje odwrócić grożący nam – ich zdaniem – koniec świata. Grupą tą są osoby z „Projektu Cheops”, które za pośrednictwem medium nawiązać miały kontakt z duchowymi bytem, co rusz zmieniajacym imię (raz jest to Samuel, kiedy indziej Enki) mającym wskazać drogę ludzkości z klinczu, w którym ta się znalazła w roku 2012.
Dlaczego Francois Bucher trafił także do mnie kręcąc ten dokument? Otóż – zdaniem ludzi z „Projektu Cheops” – obecnie żyjącą inkarnacja duchowego bytu, z którym udało im się ponoć nawiązać kontakt, jest Severiano Olivares z miejscowości San Pedro de Casta w Peru, o którym pisałem w swojej książce „Marcahuasi – kuźnia bogów” opublikowanej w roku 2000 przez Bellonę i który jest jednym z bohaterów filmu „Marcahuasi – góra kamiennych gigantów”, współzrealizoanego przeze mnie w roku 1999. (Widzę, że w tej chwili dokument ten dostępny jest

Marcahuasi - góra kamiennych gigantów


Film dokumentalny zrealizowany w roku 1999. O jednym z najbardziej tajemniczych zakątków Ameryki Południowej - płaskowyżu Marcahuasi. Oparty jest na motywach książki Romana Warszewskiego, "Marcahuasi - kuźnia bogów".


Maciej Kuczyński w „Nowych Książkach” o albumie Warszewskiego i Paula „Cuzco – Rzym Nowego Świata”


Podróż do pępka Ziemi
Ilekroć ktoś mnie pyta, do jakiego miejsca na świecie chciałbym jeszcze wrócić, niezmiennie i bez wahania odpowiadam: do Cuzco! Nie żadne tam tropiki, palmy i kokosy, nie pustynne diuny ani morskie dale, lecz to jedno miejsce: Cuzco, co w języku keczua znaczy „Pępek Ziemi”.

Tym razem Cuzco przyszło do mnie z kolejnym albumem Romana Warszewskiego i Arkadiusza Paula, wydanym w znakomitej serii, przedstawiającej „7 nowych cudów świata”. Gdy w 1492 r. Krzysztof Kolumb dotarł do wybrzeży Nowego Świata, Cuzco, stolica inkaskiego imperium, sięgającego od dzisiejszego Chile do Kolumbii, było już pełnym życia miastem, większym od europejskich metropolii. Liczyło sto tysięcy mieszkańców, podczas gdy ówczesny Madryt zaledwie osiem tysięcy! Było lepiej rozplanowane i wyposażone
nawet w zakresie kanalizacji. Pedro Sancho de la Hoz pisał do króla Karola V w kilka dni po wkroczeniu do Cuzco Pizarra: „To główna siedziba możnych panów, tak wspaniała i piękna, że warta byłaby obejrzenia nawet w Hiszpanii, pełna pałaców wielmożów; nie mieszka tam biedota (...) większość z tych domów jest zbudowana z kamienia. Wiele wzniesiono z cegły, a postanowiono je z wielką symetrią, tak jak ulice, wytyczone na kształt krzyża, wszystkie proste i brukowane”.

Czym miasto przyciąga dzisiaj? Nawet po wielu zniszczeniach, przebudowach i modernizacjach panuje tu szczególny nastrój, aura harmonii, spokoju i artyzmu. To, co Chińczycy nazwali feng-shui, a co stanowiło

Roman Warszewski o książce Riccarda Orizia „Zaginione białe plemiona”


My, z zaginionego plemienia

W Ameryce Łacińskiej dość rozpowszechnione jest przekonanie, że w głębi amazońskiej dżungli, zdala od ludzkich siedzib, żyją plemiona białych Indian, będących potomkami jakiejś bliżej nieznanej cywilizacji prekolumbijskiej. Niektóre z nich zostały nawet zlokalizowane, stanowiąc niezłą zagadkę dla badaczy, a jedno z nich, w Ekwadorze, sam kiedyś odwiedziłem. Jednak tytułowe „zaginione białe plemiona” z książki Riccarda Orizia to całkiem inne grupy etniczne. To zapomniany – nazwijmy to tak – produkt uboczny kolonizacji. Zagubieni w tyglu historii biali - etnicznie różniące się od reszty tła mniejszości, o niekiedy bardzo zaskakującej, europejskiej proweniencji.


„Gdzie rąbią drwa, tam lecą wióry” – to stare porzekadło oddaje istotę poruszanego w książce problemu. Tam, gdzie historia toczy się w sposób bezpardonowy, pchając przed sobą miażdżący wszystko walec, zdarzyć się mogą rzeczy, o których nikomu się nie śniło. Wtedy też na lewo i prawo lecą wióry. Tymi wiórami - niejako odpadami historii - są białe mniejszości, o których pisze Orizio.

Książka „Zaginione białe plemiona” to świetny reportaż o wykluczeniu, a właściwie – samowykluczeniu. Opowiada o białych kolonizatorach, którzy z biegiem czasu (wieków – bo o takiej skali czasu tu mówimy) na opanowywanych przez siebie ziemiach najpierw stali się białymi drugiej kategorii, a następnie – poprzez izolację, w którą popadali (zwykle z własnej woli) – nabrali tak specyficznych

najnowsze < > najstarsze
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków