27. VIII Cuzco, Tipon, Piquillacta


Nie ma mowy o odpoczynku po naszym dzienno-nocnym skoku z selwy w samo serce Andów. Jedziemy do Tipon - inkaskiego, starego kompleksu nawadniająco-uprawnego za południowymi rogatkami miasta i do Piquillacta - dawnego miasta ludu Wari, którego obecność właśnie tu dowodzi, że Inkowie nie pojawili się tu znikąd. Przeciwnie. Bez żenady i najmniejszych skrupułów weszli w jeszcze ciepłe buty Warich i to, co w Andach zastali tylko twórczo rozwinęli.

Doskonały system irygacyny Inków z Tipon.

Obok funkcjonalności, dla Inków zawsze bardzo ważna była estetyka.

26. VIII Adios, Vilcabambo!


Kolejnego dnia, około 4 rano zwijamy obóz. Na szczęście w nocy przestało padać i namioty nie są przesdnie mokre. Zrobiliśmy dwoma aparatami i trzema obiektywami około tysiąca zdjeć, na dodatek w dobrym świetle. Mamy więc to, co chcieliśmy, nic tu już po nas, nie będziemy przecież czekać na senderystów, którzy cały czas krąża po okolicy.


Oto główna "huaca" - święta skala, wokół której przez dziesieciolecia (a może stulecia) rozrastała się Vilcabamba.

Americo, który jest szcześliwy, że zobaczył swoje zdjęcie w mojej ksiażce o Vilcabambie mułem pomaga nam przenieść plecaki i zwinięte namioty do Chontapampy, a tam bierzemy duży rozbieg, dobrze sie odbijamy i fruuu... - około dwunastej w nocy lądujemy w Cuzco. (O tym jak tego dokonać kiedyś napiszę osobny artykuł!)


Ostatnia noc w Vilcabambie.


Jeszcze przed wschodem słonca opuszczamy ostatnią stolicę Inków.

25 VIII Vilcabamba czyli Espiritu Pampa


Dalej fotografujemy ruiny. Niestety, w porównaniu ze stanem sprzed 4 lat Vilcabamba wiele straciła ze swego uroku. Oczyszczanie ruin stale postępuje, co ruiny powolnie pozbawia niepowtarzalnego uroku osaczenia przez wieczną zieleń amazońkskiego lasu. Może zabrzmi to okrutnie, ale Vilcabamba powoli zaczyna pryzpominać dobrze skoszony trawnik. Świat schodzi na psy - nawet tu, na krańcach ekumeny, a w oku kręci sie łza. Co się stanie, gdy któregoś dnia doprowadzona zostanie tu szosa?

W nocy leje jak z cebra. Strach pomysleć, jak sie stąd wydostaniemy, bo przecież na trasie z Kiteni do Quillabamby pojazdy rzeki pokonuja brodami - bez mostu. Biorą rozpęd i... jazda przez rzekę!


Vilcabamba to zielone Pompeje. Lawę zastępuje tu espansywny, wiecznie zielony las. Ale jak długo jeszcze?


Pampa Eromboni to coś w rodzaju przedmieścia Vilcabamby. To tu, w sierpniu 1911 roku dotarł Hiram Bingham, ale ruiny uznał za zbyt mało okazałe, by mogły być pozostałościami ostatniej inkaskiej stolicy. Że jest to część Vilcabamby udowodnił dopiero w 1964 roku inny Amerykanin - Gene Savoy.

24. VIII W Vilcabambie czyli w Espiritu Pampa


Od rana ostro ruszamy do pracy. Towarzyszy nam Americo Sara Cobos - trochę samozwańczy strażnik ruin Vilcabamby, zamieszkujący tu w czymś w rodzaju ogrodowej altanki, która tutaj uchodzić musi za dom.

Americo pamięta mnie sprzed 4 lat, zwłaszcza to, że w ruinach, w dżungli toast wznosiliśmy gruzińskim koniakiem.

Najpierw fotografujemy kilometrowe (dokładnie), liczące 642 stopnie schody (Arkadiusz policzył), prowadzące od południa do Vilcabamy. Potem przechodzimy do prawdziwej sensacji ostatniego roku - do niedawno odkrytego grobu władcy Vilcabamby z kultury Wari. Fakt istnienia tego pochówku dowodzi, że wpływy Warich - poprzedników Inków sięgały aż tu. To dość duża niespodzianka.

Potem przechodzimy do właściwych ruin. Upał niemiłosierny, insekty wściekłe tną, co chwila trzeba zmieniać obiektywy. Ale na koniec dnia zadowolenie i staysfakcja z dobrze wykonanej pracy. Oby jutro poszło nam podobnie.


Grób władcy Vilcabamby z okresu kultury Wari, odkryty tu w 2011 roku. Jesteśmy jednymi z pierwszych osób, które go fotografują.


Główny plac Vilcabamby - ostatniej stolicy Inkow, zdobytej przez Hiszpanów w 1572 roku.

23 VIII Kiteni - Chontapampa - Vilcabamba


W Kiteni z rana poznajemy młodego taksówkarza, który za 150 soli jest skłonny zabrac nas do Chontapampa, skąd do Vilcabamby, ścieżka przez dżunglę, jest nie dalej niż 8 km. Ale po godzinnej jezdzie droga, która bardziej zasługuje na miano bezdroża w naszym samochodzie urywa sie koło (Dobrze, że nie na zakręcie, bo szutrowa droga wiedzie nad kilkusetmetrowa przepaścią.) O dalszej jeździe nie ma mowy.


Awaria naszego samochodu na trasie z Kiteni do Chontapampy.

Szczęśliwym trafem łapiemy okazję i za nastepne 100 soli dojeżdżamy tuż przed Chontabambe. Dalej - z plecakami na grzbietach - scieżka, która raz wiedzie w dół, raz w górę (częściej to drugie) - pieszo przez dżunglę. Drogę znam, bo 4 lata temu właśnie obierając kierunek północny opuszczałem Vilcabambe. Ale ten skwar! Ale ten ciężar na plecach! Momentami droga jest tak trudna a mnie tak ubywa sił, że wydaje mi się, że lada chwila wyzione ducha. Do Vilcabamby - skrajnie wyczerpani, ale szczęśliwi, ze nam się udało w końcu docieramy około godziny 14.


Pieszo przez dżunglę.


Ten most zwiastuje już bliskość Vilcabamby. Zapamiętałem go sprzed 4 lat.




Rozbijamy nasz miniobóz w przysiółku Espiritu Pampa,

22 VIII Cuzco - Quillabamba - Kiteni


Skoro świt z Cuzco minibusikiem jedziemy z Arkadiuszem - na przedproże peruwiańskiej selwy. Do Quillabamby (6 godzin podrozy). Tam łapiemy połączenie do Kiteni (kolejne 6 godzin, prawie cały czas wzdłuż rzeki Urubamby. W Kiteni - tym razem już w sercu dżungli - jesteśmy po zmroku.

Dalej liniowych środkow transportu już nie ma. A od Chontapampy - ostatniego porzyczółka cywilizacji leżącego na północ od Vilcabamby, dzielą nas co najmniej 4 godziny jazdy samochodem. Tylko jakim samochodem?

W dość dobrze prezentującym się hotelu Pongos de Manique idziemy spać pełni obaw.


Jednym z wielu pasażerów w autobusie na trasie z Quillabamby do Kiteni był najprawdziwszy pancernik.


Widok na główną ulicę Kiteni

21 VIII Huancacalle - Cuzco (znowu!)


Powstaje plan awaryjny. Do Vilcabamby po prostu musimy się dostać. A że nie można udać się tam od wschodu i południa (Sendero Luminoso), spróbujemy od północy, od strony selwy. Najpierw jednak z Arkadiuszem odwozimy z Huancacalle via Santa Maria do Cuzco Dosie i Kazika. Atak na Vilcabambe, jaki planujemy z innej flanki to na pewno nie zajęcie dla nich. Mają poczekać na nas w Cuzco.


Załadunek naszego bagażu na dach busika odjeżdżającego z Santa Maria do Cuzco


najnowsze < > najstarsze
Roman Warszewski
Dziennikarz i pisarz, autor wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Laureat prestiżowych nagród. Wielokrotnie przebywał w Ameryce Południowej i Środkowej. Spotykał się i przeprowadzał wywiady z noblistami, terrorystami, dyktatorami, prezydentami i szamanami. Obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Żyj długo”.

Ostatni album

„Zielone Pompeje.Drogą Inków do Machu Picchu i Espiritu Pampa”

(Razem z Arkadiuszem Paulem)
Seria Siedem Nowych Cudów Świata, Fitoherb 2013

„Zielone Pompeje”, czyli zapasowe Królestwo Inków